poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Pakt cz.2

Druga część "Paktu" jest.
UWAGA!!!Mogą występować drastyczne sceny, więc wrażliwe osoby nie powinny tego czytać. Jeśli jednak się zdecydujesz, drogi czytelniku, nie biorę żadnej odpowiedzialności za szkody wyrządzone sprzętowi i innym rzeczom.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Część druga: Porwanie.


  Kilka dni później podczas obiadu zadzwonił interkom i usłyszałam od strażnika, że przyjechali wysłannicy od rządu. Kazałam ich wpuścić i po chwili udałam się do biura. Zaraz potem zapukał mój kamerdyner i przepuścił tych samych mężczyzn, których miałam uprzejmość spotkać wcześniej.
- Witam panów, czyżby kolejna sprawa niecierpiąca zwłoki - prychnęłam nim oni doszli bliżej do mego biurka. Zdziwieni pokiwali głowami i podali mi kolejne dokumenty. Tym razem była to większa akcja w północnej Szkocji. Na miasto napadła spora liczba wampirów pod przewodnictwem jakiegoś starszego. "No i nic, Alucard będzie miał ponownie zabawę." - Pomyślałam gdy owi panowie opuścili już biuro i odjechali.
~Alucard!~ - zawołałam w myślach i przede mną pojawił się Nosferatu kłaniając nisko.
- Wołałaś Mistrzu? - zapytał głębokim głosem.
- Owszem, jest zadanie dla ciebie - rzekłam i przekazałam mu dokumenty akcji. Uśmiechnął się tak, że aż ciarki przeszły mi po plecach. "Nie chciałabym się z nim spotkać w walce." - Przeszło mi przez myśli. Nosferatu popatrzył na mnie dziwnie ale nic nie powiedział. - Nie czyta się w cudzych myślach - warknęłam. - A teraz idź i zniszcz cel!! I tym razem ma nie być rannych po naszej stronie. Przekaż to Seras. - dodałam trochę zła.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - rzekł i znikając zaśmiał się demonicznie. Usiadłam ciężko w fotelu. Miałam jakieś dziwne przeczucie co do tej akcji, że tak jak poprzednio, ona nie zakończy się dla nas bez ofiar w ludziach. Baza szybko opustoszała a pozostali wartownicy stali na straży, niczym cerberzy. Ale i tak czułam niepokój. "Może tym razem oni się bardziej postarają" - zamyśliłam się, gdy do drzwi ktoś zapukał. To był Walter i miał dziwny wyraz twarzy. Kiedy wszedł zauważyłam dziwną bladość jego twarzy i oczy takie jakby przesłaniała je mgła.
- Walterze, czy coś się stało? - zapytałam zaniepokojona jego zachowaniem.
- Nie panienko - odparł i podszedł bliżej. - Tylko to, że nie powinna panienka - zrobił przerwę uśmiechając się fałszywie - żyć.
- O czym ty mówisz? Walter, co się z tobą dzieje? Słyszysz mnie? - spanikowałam. "Co to znaczy, że nie powinnam żyć?"
- To co panienka słyszała - rzekł cicho nie swoim głosem. Powoli z rękawiczek wydobywał srebrne nici i przekładał je między palcami. Przeraziłam się i już chciałam pobiec po pomoc gdy drogę mi zastąpił jakiś osobnik płci męskiej.
- Witaj kotek - rzekł przesadnie radosnym głosem. - Ten twój kamerdyner jest teraz pod moją kontrolą i nie masz najmniejszych szans na ucieczkę - dodał jak najbardziej z siebie zadowolony. Jakby otrzymał jakąś wielką nagrodę za swe czyny. - A teraz to może się troszkę zabawimy, zanim inni tu przyjdą - zaproponował z iście diabelskim uśmiechem i chwytając mnie za nadgarstki mocno do siebie przycisnął. Czułam jego oddech przy szyi, gdy zaczął wodzić nosem po karku, potem zniżając się lekko na ramię. - Hm, śmierdzisz tym wampirem - stwierdził krzywiąc się. - Choć to nie problem, on już niedługo przestanie istnieć a ty, moja mała śmierdząca myszko, zostaniesz zjedzona - warknął. Stałam i patrzyłam się na niego nie mogąc nic zrobić ani powiedzieć. On zaś złapał mnie w pasie przesuwając powracając ustami do karku. Już miał zatopić we mnie kły, kiedy ktoś mu przeszkodził.
- Christoph, nie teraz - odezwał się mężczyzna stojący za nami. - Będziesz miał czas na zabawę z tą dziwką. Pewna osoba najpierw chce ją widzieć jeszcze w jednym kawałku - prychnął i mój oprawca szarpiąc mnie pociągnął ku wyjściu. Będąc już na dworze, zarzucili mi kaptur na głowę, wsadzili do jakiegoś samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon. Nie mogłam o niczym myśleć, jak o tym porwaniu. Kilka razy zawołałam Alucarda w myślach, lecz pomoc nie nadeszła. Powoli zaczęłam tracić nadzieję na jakikolwiek ratunek. Zaczął ogarniać mnie strach. Nie chciałam umierać, byłam na to jeszcze za młoda. Nie wiem jak długo jechaliśmy, lecz kiedy już wysiedliśmy była noc.
- Rusz się szmato - syknął jeden z porywaczy zdejmując mi kaptur i popchnął mnie ku wejściu do jakiegoś opuszczonego magazynu otoczonego kolczastymi krzewami i gęsto rosnącymi drzewami. Nie znałam tego miejsca i nawet gdybym się uwolniła i uciekła to oni i tak by mnie dopadli. Ten, nazwany Christophem uśmiechnął się zadowolony, przyglądając mi się. Pewnie wiedział o czym myślę. "Cholera" - zaklęłam w duchu. Kolejna przeciwność. Nie mogę myśleć o żadnym sposobie ucieczki bo i tak się o tym dowiedzą i zapobiegną nim dojdzie do czegokolwiek. Szliśmy między zakurzonymi stosami kartonowych pudeł, żelastwa i bliżej nieokreślonego sprzętu, gdy doszliśmy do małego zagłębienia w ścianie. Jeden z nich przyłożył dłoń do muru i po chwili mym oczom ukazała się otwierająca winda. Wepchnęli mnie do środka i zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Po chwili znaleźliśmy się w długim korytarzu prowadzącym do różnych pomieszczeń.
- Jesteśmy na miejscu, Hellsing. Jeśli na początku będziesz się zachowywała dobrze, to może twoje cierpienia się skrócą minimalnie, jeśli nie, to będziesz miała za swoje - powiedział wysoki wampir o krwistoczerwonych oczach. Był dobrze zbudowany i poważny.
"To on chyba tu dowodził tymi pijawkami i miał najwięcej poważania wśród nich." - zastanowiłam się milcząc. Zaprowadzili mnie do celi i kodem zamknęli drzwi.
- Boisz się? - zamruczał mi do ucha Christoph. - To dobrze, bo jak będzie moja kolej to nie dam ci chwili na wytchnienie. Lubię jak ofiara wrzeszczy i błaga o litość. - dodał oblizując wargi. Nie odezwałam się na jego zaczepkę, co go tylko bardziej wkurzyło. Ciągle myślałam o Alucardzie. Gdzie on się podziewał? Czy mnie słyszy i czy przybędzie nim będzie za późno? A może on się ociąga, bo w końcu chce być wolny? Coraz więcej niewiadomych kłębiło mi się w głowie.
- Witaj w naszej tajnym laboratorium, panno Hellsing. Proszę mi wybaczyć za tego wampira, Chrisa, gdyż podnieca go fakt, że będzie cię miał dla siebie, przez pewien okres czasu - odezwał się zachrypniętym głosem jakiś starszy facet, stając w drzwiach mej celi. Ubrany był, w przyciasny jak dla niego, ciemnoszary garnitur w jaśniejsze paski. Miał małą łysinę na czubku głowy a oczy wyrażały zadowolenie i radość ze zdobyczy. - Wiem, że jest panna trochę zaniepokojona, co ja mówię, trochę to chyba za mało powiedziane, prawda? Jesteś przerażona, będąc tutaj bez swego psa. Zapewniam panią, on tu nie przybędzie i będziemy mieli dużo czasu by zapoznać się z pani ciałem i jego granicami - dodał ciągle patrząc mi prosto w oczy.
- Czego ode mnie chcecie? - po raz pierwszy od porwania odezwałam się drżącym głosem.
- Niczego wielkiego. Tylko śmierci z ręki Alucarda - odpowiedział miło uśmiechając się. - Niech pani trochę pomyśli. Jest panna dziewicą, a żeby pani wampir nie uratował panny, będziemy się nieźle bawić. Moi ludzie tylko na to czekają by móc gwałcić taką babkę  jak pani. - Byłam w szoku. Ja miałam zostać ghulem. Nie mogłam w to uwierzyć. To jakiś koszmar, a ja nie mogę się z niego wybudzić. "RATUNKU!! ALUCARD!!" - wrzasnęłam w myślach. - A i jeszcze jedno, niech się pani nie wysila z wzywaniem go na pomoc. Przygotowaliśmy się na taką możliwość, więc zagłuszamy wszelkie fale. A jak to robimy? To już musiałby pani wyjaśnić nasz ekspert od najnowszych zdobyczy techniki. Ale tego nie zrobi. Tak więc, niech pani nacieszy się tą chwilą spokoju, bowiem za dziesięć minut my pierwsi zaczniemy zabawę. - Uśmiechnął się i puścił do mnie oczko. Wyszedł i pozostałam sama. Upadłam na kolana i chowając twarz w dłonie, zaczęłam szlochać. "Boże, spraw by mnie usłyszał" - zaczęłam trząść się, lecz nie z zimna, tylko ze strachu.


Tymczasem w północnej Szkocji akcja zaczęła się komplikować wraz z pojawieniem się przywódcy ataku. Przerzedził on oddziały Hellsinga i żołnierze musieli się wycofać. Na arenę wkroczył Alucard śmiejąc się demonicznie, co zdezorientowało atakującego.
- Śmiejesz się, bo widzisz już śmierć kroczącą do ciebie? - prychnął Nosferatu. - Słyszałam o tobie, Alucard, maskotka Hellsinga, potwór tak silny jakiego nigdy wcześniej nie widziano. Zatem pokaż na co cię stać, lecz nie myśl że jestem łatwym przeciwnikiem. Przez lata ćwiczyłem swe zdolności, by móc spełnić swe ciche marzenie pokonania ciebie.
- Więc ruszaj i zrób to, a nie gadasz i gadasz - warknął wampir w bordowym płaszczu szykując się do ataku. Pierwszy wykonał półobrót i chcąc zaczepić pazurami Alucarda rzucił się do przodu. Natomiast sam zaatakowany sparował cios napastnika, łapiąc go za wyrzuconą rękę do przodu i łamiąc kość w łokciu. Napastnik zawył z bólu, lecz nie poprzestał na jednym razie, rzucając się coraz szybciej na wampira w czerwieni. Jednak i to nie zrobiło żadnego wrażenia na słudze panny Hellsing. Wkrótce Alucard uciszył go i powrócił do oddziałów zgrupowanych przy resztkach domostw. Szybko przy nim pojawiła się Victoria Seras.
- Mistrzu, to jak? Koniec już? - zapytała opierając się na swojej broni.
- Owszem - rzekł nieobecnym głosem, patrząc w dal i jakby nasłuchując czegoś.
- Czy coś się stało? - spytała widząc jak twarz jej mistrza tężeje i staje się poważniejsza niż minutę temu.
- Cisza! - warknął, po czym zniknął żołnierzom z pola widzenia, co przyjęli z cichym westchnieniem strachu.

"Dziesięć minut i zaczną mnie katować" - pomyślałam coraz bardziej ulegając strachowi. Zaczęłam odliczać ten pozostały mi czas, ale szybko dobiegł końca i usłyszałam ciche kliknięcie zamka u drzwi. W progu pojawił się ten sam wampir, który złapał mnie w biurze w mym domu. Uśmiechał się wręcz lubieżnie i to mi się nie podobało. Za nim stał ten starszy w przyciasnym garniturze.
- Rozbierać ją - usłyszałam komendę i ów nosferatu rzucił się na mnie i zaczął zdzierać ubranie rwąc je na malutkie strzępy. Tak więc w kilka sekund pozostał mi już tylko stanik i majtki. - To też - dodał zerkając na mnie z nieukrywanym zadowoleniem.
- NIE!! - zdążyłam zakrzyknąć lecz już byłam naga. Wampir patrzył na mnie pożądliwie i co i raz oblizywał wargi jakby już mnie posmakował. Było mi zimno i czułam się upodlona. Lecz to był dopiero początek.
- Teraz zabierzemy cię moja panno, do laboratorium - rzekł do mnie z cichym mlaśnięciem. - Tam poznasz nasze niecodzienne zabawki. Potem będziecie mieli czas tylko dla siebie - dodał zerkając na swego sługę. Ten przyjął to cichym rechotem. Kiedy już przebyliśmy plątaninę korytarzy, szef mych porywaczy pchnął mnie z całej siły na podłogę. Gdy upadłam obiłam sobie łokcie i kolano. - Na stół - zakomenderował facet, podchodząc do mniejszego stolika i rozkładając na nim jakieś dziwnie wyglądające narzędzia. Chciałam walczyć z wampirem, ale ten mocno uderzył mnie w twarz a potem w brzuch. Skuliłam się i jęknęłam, a łzy mimowolnie popłynęły mi strugą z oczu. Kiedy już zostałam rozłożona na stole, moją uwagę przykuła jedna rzecz. Wyglądała jak długi z podwójnymi ostrzami. Oba brzeszczoty miały na jednym brzegu ząbki i końce jakby się rozdwajały.
 - Widzę, że spodobała ci się moja zabawka? - zapytał radośniejszym tonem mój oprawca. - Niestety, jej użyjemy już na sam koniec. Najpierw trochę cię teraz pomęczę - dodał sadystycznie się uśmiechając. W dłoni miał taką jakby miotełkę. - To jest zrobione z bambusu i kiedy cię nim uderzę, to poczujesz - i razem z ostatnimi słowami uderzył, niby lekko, lecz zabolało. Potem drugie uderzenie i następne a ja wiłam się i jęczałam przez łzy, by potem zacząć krzyczeć i prosić by przestał. Ten tylko się uśmiechał i ponawiał swą czynność. Niedługo potem przywiedzeni zapachem mej krwi, w laboratorium zjawiło się kilku innych wampirów. Widać było, że napawają się widokiem a mlaskaniem przyprawiali mnie o mdłości. Jednakże później zaczęły się prawdziwe tortury. Doktorek zabawiał się jak chciał, nakłuwając cieniutkimi i długimi szpilkami, piersi, brzuch, ramiona, stopy, moją intymność i tam co i raz zatrzymywał się, dotykając i wkładając na pewną głębokość palce do pochwy. Potem dwóch złapało mnie za ręce i wykrzywiło, tak że o mało co a kości mi nie pękły. Jęczałam, wiłam się spazmatycznie z bólu, krzyczałam, groziłam im Alucardem, lecz jak go nie było, tak nie było najmniejszej szansy na ratunek. Zmęczona już tylko mogłam płakać a oni nadal wyżywali się na mnie. Kiedy pomysły im się skończyły, zaczęli zlizywać krew, tak by nie przestawała wypływać z ran. W oczach poczułam suchość i po jakimś czasie obraz mi się rozmazywał, tak że ich twarze zlewały się z otoczeniem. Zaczęłam tracić świadomość tego co się wokół mnie działo i odczuwałam już taką obojętność na to wszystko. Moje myśli powoli kierowały się ku szybkiej śmierci. Chciałam by w końcu przyszła i zabrała mnie tam, gdzie nie odczuwałabym już nic, prócz ulgi i błogości. Nie nadeszła, kpiąc ze mnie i z szyderstwem wymalowanym na twarzy oddaliła się gdzieś indziej. Wtem, poczułam jak ktoś rozrywa pasy przetrzymujące mnie na stole i delikatnie podnosi na ramiona. Usłyszałam jeszcze czyjeś konanie i byłam wolna. Wkrótce potem poczułam lekki powiew porannego wiatru na twarzy. Zatrzęsłam się z zimna a nieznajomy, który mnie wyniósł otulił mnie szczelniej płaszczem i zaniósł do helikoptera, gotowego do startu. W tym momencie, kiedy już wznosił się, moja świadomość uleciała w powietrze. Zemdlałam.

***

No i jak? Nie było aż tak źle? Piszcie co o tym sądzicie w komentarzach.

czwartek, 23 czerwca 2011

Pakt

Najpierw to wszystkich, którzy tu zaglądali {choć nieliczni oni byli} przepraszam za tak długą nieobecność, spowodowaną nauką, potem krótkim wyjazdem i w końcu powrotem. Rozdział nie wiem, czy czasem nie jest takim czymś w rodzaju gniota, ale nie zrażajcie się. Kolejne będą niosły ze sobą akcję i krew. Zatem czytujcie:

Część pierwsza: Śmierć kroczy za mną...

Posiadłość Hellsing

Po spotkaniu z rycerzami i królową miałam dość na dziś. Zła poszłam się przejść by przemyśleć moje położenie. Jak na dzień dzisiejszy nie przedstawiało się ono imponująco. Po kilku minutach dołączył do mnie wampir i w ciszy przemierzaliśmy aleje ogrodu.
- Jesteś zła na mnie Mistrzu? - zapytał.
- Nie, ale na tych... - już miałam przekląć ale ugryzłam się w język. - Wiesz o kogo chodzi. Będziesz musiał szybko znaleźć coś na swoją obronę, bo jak widać moje słowa i zapewnienia nie wystarczą.
- Rozumiem.
- Zaczęłam się przyzwyczajać do tego wszystkiego i nie chcę tego stracić - mruknęłam. "Na prawdę, teraz wiem, że mam cel w życiu i nie mogę pozwolić by ktoś mi go zabrał" - pomyślałam. "Nie po tym jaki wkład inni w to włożyli, nie poddam się." Alucard jedynie lekko uśmiechnął się i towarzyszył mi jeszcze przez jakiś czas w przechadzce, póki moja złość nie zniknęła na dobre. Wróciliśmy do zamku pod wieczór.
- Panienko, kolacja gotowa - w holu pojawił się Walter. Usiadłam przy stole i w milczeniu przeżuwałam posiłek. Ciągle myślałam o tym co mi powiedzieli na zebraniu.
- Mistrzu przestań o tym w kółko myśleć, bo cię głowa rozboli - odezwał się Alucard patrząc na mnie wnikliwie.
- Szperasz mi w głowie? - zdziwiłam się i zdenerwowałam jednocześnie.
- Nie, Mistrzu - zaprzeczył lecz w duchu nie. - Twoje myśli są tak głośne, że każdy by je usłyszał.
- Nie rób tego więcej - prychnęłam i wyszłam z kuchni. "Zaczyna sobie za dużo pozwalać" - zamyśliłam się wchodząc do biura. Usiadłam ciężko przy biurku i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- A przecież miałam przejrzeć dokumentację - mruknęłam do siebie i po chwili miałam już pełen raportów segregator przed nosem. Czytałam raporty do późnych godzin nocnych, gdy zadzwonił intercom.
- Pani Hellsing, przyjechało dwóch z rządu - zakomunikował ochroniarz.
- Wpuść ich - odparłam i odłożyłam słuchawkę. Odłożyłam na miejsce segregator i czekałam na przybycie gości. Po kilku minutach rozległo się pukanie.
- Wejść - powiedziałam. W drzwiach pojawiło się dwóch mężczyzn w melonikach i ciemnych garniturach. Obaj ukłonili się i zdjęli nakrycie głowy. Wskazałam im miejsca naprzeciw siebie.
- Przepraszamy na tak nagłe najście, panno Hellsing, ale jest pewna sprawa nie znosząca zwłoki - odezwał się jeden, z brzuszkiem, siląc się na miły ton głosu.
- Słucham, o co chodzi - odpowiedziałam obojętnie patrząc na nich.
- Oto dokumenty ze sprawy - podał plik kartek, zapisanych drobnym pismem i zawierających kilka zdjęć.
- Zajmiemy się tym - mruknęłam a oni wstając ukłonili się na pożegnanie i odeszli. Jeszcze raz przejrzałam kartki.
- Alucardzie - szepnęłam cicho. Wampir przeszedł przez ścianę i usiadł na fotelu.
- Wołałaś Mistrzu? - zapytał.
- Tak, jest misja dla ciebie. Okolice Cardiff. Kilka wampirów urządziło sobie polowanie na ludzi. Zabierz Victorię - zakomunikowałam.
- Wolałbym sam - odparł.
- Victoria pojedzie czy tego chcesz czy nie - syknęłam. Alucard przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, lecz potem zniknął z pola widzenia. Przez okno zobaczyłam jeszcze wóz pancerny, do którego wsiedli dwaj spóźnialscy. - Generale Ferguson, powodzenia - rzekłam jeszcze do żołnierza przez krótkofalówkę.
- Dziękuję - odparł i się wyłączył.

***
Tymczasem w pewnym domku w lesie trwała tajna narada kilku rycerzy okrągłego stołu. Zjawili się jakiś czas po tym kiedy ostatnia spadkobierczyni rodu Hellsingów odjechała do siebie.
- Sir Penwood, mam nadzieję, że nikt niepowołany nie będzie nam przeszkadzał. Nawet Sir. McArthur się to tym nie dowie. Jeśli tak by się stało, wszystkiego się wyprę - zapowiedział Sir. Schelby.
- Niech się pan o to nie martwi. Wszystkim wiadomo w jakim celu tu jesteśmy? - zapytał zebranych. Pokiwali twierdząco głowami. - Zatem czas przedstawić plan działania. Istnieje świadek morderstwa tamtej dziewczyny i od moich źródeł wiem, że on może zaprzeczyć w jakikolwiek udział w tym wampira Hellsingów. - Zapanowało poruszenie wśród rycerzy.
- I co my teraz z tym zrobimy? - zapytał jeden o bladej cerze i szarych oczach.
- Usuniemy problem - odpowiedział Penwood. - Moi agenci już pracują nad tym by ustalić wszelkie dane dotyczące tegoż świadka. Druga sprawa to panna Eliza van Dyke Hellsing. Jest ot osoba niewygodna dla nas jak i samej organizacji. Niedawno została szefową a już pokazuje jaka ona jest ważna. Panowie, trzeba będzie ją uciszyć i to na dobre.
- Tak, zgadzamy się co do tego. Tylko, co zrobić z jej psem? - zabrał głos mężczyzna siedzący w najmniej oświetlonym miejscu. - Ten wampir jest wszędzie tam gdzie ona - dodał lekko zniesmaczonym tonem głosu.
- Sir. McGraham, nie jest ot trudne by panna Hellsing została od Nosferatu oddzielona. Wystarczy, że on zostanie wysłany na misję do miejsca daleko oddalonego od posiadłości organizacji a ona jest nasza. Mam już takie coś zaplanowane. Sęk w tym, że musimy mieć zaufanego człowieka w organizacji - odparł Penwood, rozsiadając się wygodniej w fotelu.
- Kiedy to się stanie i jak? - zapytał łysawy rycerz.
- Za dwa tygodnie, na miasto położone w północno-wschodniej Szkocji napadnie spora liczba ghuli pod przewodnictwem kilku wampirów - rzekł tajemniczo się uśmiechając. Inni wytrzeszczyli oczy z przerażenia.
- To chce pan poświęcić życie naszych rodaków by móc... - zakrzyknął młodszy z nich, lecz Penwood mu przerwał.
- Tak, czasem cel uświęca środki. Panna Hellsing, powtórzę jeszcze raz, jest osobą nam zbędną i jak panowie sami już mogli zauważyć, niebezpieczną, zarówno dla nas jak i dla kraju - ryknął zrywając się z fotela, aż ślina prysnęła mu z ust. - Ona nie jest kompetentna na tym stanowisku i nie będzie potrafiła utrzymać w ryzach tego psa! - warknął siadając z powrotem na miejsce. - Chyba, że pan ją popiera - dodał z przekąsem.
- Sir. Nightwood nie miał tego na myśli, Sir Penwood. Wszyscy jesteśmy zgodni co do usunięcia jej z naszej drogi, aczkolwiek, nie podoba nam się takie posunięcie co do ofiar i ich liczby - rzekł spokojnie Sir. Schelby. - Jednakże w tym celu trzeba być zgodnym, z mojej strony będę popierał pańskie działania - dodał patrząc na resztę wyniośle. I oni też się zgodzili, mając nadzieję w pomyślność przedsięwzięcia.

 ~*~

W Cardiff akcja przebiegła szybko i bez większych zgrzytów. Nawet Victoria była zadowolona, że nie musi ślęczeć w terenie dłużej niż to konieczne. "Mistrz jak zwykle się gdzieś ulotnił" - pomyślała Seras, wsiadając do wozu pancernego, kiedy nastąpił pierwszy wybuch w pobliżu starego magazynu. Jak na zawołanie, żołnierze pobiegli w tamto miejsce. Potem nastąpiła seria wybuchów i ci którzy znaleźli się blisko dostali odłamkami ścian. Zapanował ogólny chaos.
- Potrzebujemy karetki pogotowia - zakrzyknął kapitan Smith. - Seras, dzwoń!! Po pół godzinie na miejscu zjawiły się dwie karetki. Wkrótce potem oddział został zaatakowany przez ghule i kilku wampirów.
- Hej, ludzie, celujcie w głowę lub w serce - wrzasnęła Seras strzelając do zbliżających się dwóch ghuli o pustych oczodołach.
- Victoria, nie powstrzymamy ich - sapnął kpt. Smith podchodząc bliżej wampirzycy. - Nasz oddział jest w poważnych tarapatach. Gdzie Alucard się podziewa?
- Mistrz, eh, nie mam pojęcia. Kapitanie, damy radę, tylko trzeba się przegrupować - odpowiedziała strzelając do nadchodzącego potwora w głowę. Padł rozsypując się w proch. Wtem oboje usłyszeli wrzaski kilku żołnierzy zaatakowanych przez dwa blade wampiry. Seras i kapitan pobiegli im na pomoc lecz było już za późno. W Victorię jakby nowa siła wstąpiła i ruszyła z pewną dozą furii na krwiopijców. Kapitan tylko przyglądał się zafascynowany jej poczynaniom. Wkrótce walka dobiegła końca a Victoria pobiegła dalej, węsząc i łapiąc kolejne swe ofiary zabijając i rozszarpując jakby byli szmacianymi lalkami. Kiedy było już po wszystkim, Victoria nie wyglądała na zadowoloną z akcji. Wiedziała że nowa szefowa też nie będzie pałała sympatią z takiej masakry jakiej dokonało tych kilkudziesięciu ghuli pod przewodnictwem jedynie trzech wampirów. "Ciekawe co powie też Mistrz" - zastanawiała się siedząc na zbutwiałym pniaku.
- Dobra robota, Policjantko. Tylko następnym razem szybciej musisz reagować, by nie tracić tylu ludzi - mruknął Alucard pojawiając się obok wampirzycy. - A o to~, co powie szefowa się nie martw.
- Tobie Mistrzu się oberwie? - zapytała niepewnie patrząc na niego z ukosa.
- Nie interesuj się Policjantko. Zbieraj się, wracamy - syknął i już go nie było. Zjawił się w kuchni rezydencji. Wyjął dwie paczki krwi typu A i wysączył. Do gabinetu swego mistrza postanowił zajrzeć nieco później, po zaspokojeniu głodu.
Siedziałam wyciągnięta na biurku, gdy poczułam na twarzy zimny powiew powietrza. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam nachylającego się nade mną Nosferatu. Wyciągnęłam się trochę i usiadłam wyprostowana w fotelu.
- Musiałam się zdrzemnąć trochę - szepnęłam. - Jak misja? - zapytałam milczącego wampira.
- A nie lepiej było by w łóżku spać? - zapytał Alucard nie chcąc odpowiadać na moje wcześniejsze pytanie.
- Wiesz, że to nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie - żachnęłam i czekałam na wyjaśnienia.
- Mistrzu, akcja wykonana całkowicie, cele uciszone - odparł oschle, ciągle wnikliwie mi się przypatrując. Coś mi nie pasowało, nie mówił wszystkiego i chciał to ukryć udając że mówi prawdę.
- Ilu jest rannych? - zadałam pytanie, które zawisło między nami niczym ciężka mgła nad jeziorem. - Odpowiedz, bo będę niemiła - zagroziłam.
- Wpadli w zasadzkę i jest dwunastu rannych, w tym generał Ferguson najciężej. Trzech zostało zabitych przez wampiry - podał mi do wiadomości.
- Co? A co robiła Seras i ty?! - wrzasnęłam, raptownie wstając z fotela.
- Byłem zajęty jednym takim, co Policjantka by sobie nie poradziła a ona, cóż, tymi trzema i ghulami - wyjaśnił. Wtem rozległo się pukanie i po krótkim "Wejść" w progu stanęła wampirzyca i Walter.
- Słucham, o co chodzi? - zapytałam poirytowana.
- Pana Seras chciała złożyć raport z przebiegu akcji a ja przyniosłem panience przekąskę - rzekł a potem dodał  wyprzedzając moje pytanie- Wiedziałem, że panienkę tu zastanę i pomyślałem, że zgłodnieje panienka gdy się rozbudzi.
- Dziękuję Walterze. Wejdź Victoria, a ty wychodzisz - wskazałam na wampira. Ten widząc moją nastroszoną minę opuścił biuro a Seras stanęła przede mną.
- Co tak stoisz? Usiądź, ja nie gryzę - parsknęłam, widząc jak miętosi rąbek munduru. Siadła niepewnie jakby krzesło pod jej ciężarem miało się rozłożyć. Nastało milczenie, więc postanowiłam je przerwać. - Słucham, co masz mi do powiedzenia.
- Szefowa jest zła, wyczuwam to - zająknęła się.
- Nie zaprzeczam. Ale chcę wiedzieć jak do tego doszło, więc opowiedz mi o tym bym mogła jakoś wybrnąć na kolejnym spotkaniu z rycerzami i królową - odparłam spokojniejszym tonem głosu. Po godzinie wiedziałam wszystko z najmniejszymi szczegółami o akcji. "Bardzo zły obrót wydarzeń" - pomyślałam, kładąc się do łóżka. Jeszcze przez jakiś czas nie mogłam przez to zasnąć.
Nie miałam najmniejszego pojęcia o tym co wydarzy się następnego dnia.
************************************************************
"I się wydarzy" - dopisek ode mnie {autorki}
Oto i on, kolejny rozdział opowiadania. Chętnych zapraszam do komentowania a nie obeznanych z Hellsingiem, też.  
Raven pisz kolejny rozdział u siebie. Czekam niecierpliwie.

czwartek, 19 maja 2011

Królowa i Okrągły Stół.

W końcu dotarliśmy do posiadłości na obrzeżach Londynu. Pogoda nie była zachęcająca do jakichkolwiek spacerów na dworze, więc po krótkim odpoczynku, postanowiłam sama trochę pozwiedzać ten wielki zamek. Zaczęłam od piwnic i mimo, że trochę się bałam ciemności, to poszłam tam. Już chciałam się dalej zagłębić w sieć korytarzy ale zostałam powstrzymana przez Waltera.
- Co panienka tu robi sama? - zapytał. - Zgubi się panienka i będzie kłopot. Najlepiej jak teraz udamy się do salonu. Przyszykowałem już obiad. Potem oprowadzę panienkę po posiadłości, dobrze?
- Dobrze - westchnęłam nieco smutna. - A czy są tu jeszcze inni pracownicy? - zapytałam kończąc gulasz z frytkami.
- Owszem, Alucard, jak już wiesz, jest zamknięty w piwnicy, Victoria z kapitanem Bernadotto są na mieście, reszta z żołnierzy stacjonuje w pobliskiej bazie i na poligonie - wyjaśnił.
- To może czas by go wypuścić? - zaproponowałam. Walter popatrzył na mnie przez chwilę ze zgrozą w oczach, ale potem uśmiechnął się szczerze i kiwną głową, na znak zgody.
- Jak już panienka skończyła posiłek, to możemy tam się udać - dodał nieco zamyślony. - Zastanawiam się nad jego reakcją - mruknął jakby do siebie. Ponownie weszliśmy do piwnic. Walter wziął pochodnię i ją zapalił. Nikłe światło rozświetlało mroczne zakamarki lochów tego zamku. Wydawało mi się że kluczymy w kółko, nim dotarliśmy do ostatniej celi na końcu korytarza. Gdy zbliżyłam się do drzwi, wyczułam napięcie i jakąś dziwną siłę. Po drugiej stronie celi też coś zaczęło napierać na drzwi. Dotknęłam dłonią i mimowolnie zaznaczyłam pentagram a przed oczami pojawiły się runy, tworzące jeden splot. O dziwo umiałam je przeczytać i gdy tylko to zrobiłam, na wejściu pojawił się świecący na czerwono pentagram i po sekundzie zniknął.Odsunęłam się na dwa kroki od wejścia i czekałam. Nic się nie wydarzyło. Nacisnęłam na klamkę i chyłkiem zajrzałam do środka. Poczułam dziwny odór i odruchowo cofnęłam się. Walter stał za mną i kiedy chciał poświecić pochodnią, ta natychmiast zgasła. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy wyczułam chłód przy karku. "Jednak go obudziłam" - pomyślałam. Wtem zostałam złapana w pasie od tyłu i unieruchomiona przez mocny uścisk dłoni wampira. Chciałam wrzasnąć ale głos ugrzęzł mi w gardle.
- Kim jesteś i co tu robisz? - zapytał szeptem mrożącym krew w żyłach, przybliżając się do mojej szyi.
- Alucardzie!! - krzyknął Walter. - Puść ją!! To panienka Hellsing i nie masz prawa jej tykać w ten sposób!! Wampir puścił mnie natychmiast i popatrzył zdumiony na mnie. Potem zatrzymał wzrok na lokaju czekając na jakieś wyjaśnienia. - Chodźmy do kuchni - zadecydował Walter. Lekko wystraszona szłam o krok przed lokajem, a wampir podążył za nami. W świetle słonecznym nieciekawie wyglądał. Dziesięć lat w zamknięciu chyba zrobiło swoje. Policzki jego były zapadnięte, oczy wyrażały wielki głód a strój był w niektórych miejscach poszarpany. Usiadł ciężko na jednym z krzeseł a Walter podał mu parę torebek z krwią, co wampir przyjął z aprobatą i opróżnił je w mig. Po sutym posiłku rozsiadł się wygodniej i popatrzył na mnie wnikliwie.
- Alucardzie, to jest Eliza van Dyke Hellsing - zaczął Walter. - Blado panienka wygląda - dodał stawiając przede mną filiżankę z kawą.
- Dziękuję, gdyby ktoś cię tak nastraszył też byłbyś taki - mruknęłam cicho, lecz nie uszło to uwadze wampira.
- Wybacz mi - odpowiedział. - Mistrzu. Nie było to moim zamiarem - dodał po chwili.
- Wiesz zatem co stało się z Integral? - spytał kamerdyner.
- Tak. Nie stałoby się to gdyby nie zamknęła mnie w celi - syknął Nosferatu.
- Jakie były jej relacje z dworem królewskim? - zapytałam. - Nie znosiła tych z Okrągłego Stołu, a przynajmniej tego nie okazywała. Królową traktowała jak dobroduszną staruszkę - wyjaśnił Alucard.
- Panienko, na ich spotkaniach będziesz musiała uważać na Sir. McArthura i Sir. Penwooda by nie wdawać się w jałowe dyskusje, które prowadziły by do kłótni - dodał poważnie Walter, przysłuchujący się naszej rozmowie.
- A czy oni już wiedzą, że tu jestem?
- Jeszcze nie. Ale wkrótce wyjdzie to na jaw i zapewne będą chcieli się spotkać z tobą panienko. Do tego czasu przygotujemy cię i wprowadzimy w tajniki organizacji - odrzekł lokaj i wyszedł z kuchni. Pozostaliśmy sami. Na jakiś czas zapadła między nami cisza, nie wiedziałam o co pytać wampira. Wtem naszedł mnie pomysł, choć raczej to było już wcześniej zamierzone tyle, że przerwane.
- Mógłbyś mnie oprowadzić po posiadłości? - zapytałam.
- Oczywiście Mistrzu - odpowiedział i po kilku minutach zaczął mi pokazywać wszystkie pomieszczenia, od parteru zaczynając a skończywszy na poddaszu. Do lochów nie chciał mnie poprowadzić, tłumacząc tym, że będzie jeszcze na to czas, a i pora jest nieodpowiednia.
- Jak to się stało, że pracujesz dla Hellsingów? - zapytałam ni stąd ni zowąd kiedy przechadzaliśmy się po ogrodzie. Spojrzał na mnie zaskoczony, przez chwilę milcząc.
- To dość długa historia Mistrzu - zaczął, lecz mu przerwałam.
- Ja mam czas by ją wysłuchać, chyba że nie chcesz mi nic powiedzieć - wypaliłam, unosząc lewą brew w oczekującym geście. On westchnął tylko i patrząc gdzieś w dal powiedział:
- Zostałem złapany przez Abrahama van Hellsinga i zmuszony do współpracy. Służyłem u Artura, ojca Integral, u niej a teraz będę służył tobie, Mistrzu - odparł jakoś wymijająco.
- I to miała być ta długa historia - prychnęłam, niedowierzająco kręcąc głową. On tylko wzruszył ramionami i nic na to nie powiedział. - A wiesz, jak doszło do tego, że Integral zginęła?
- Stało się to po ataku na Londyn. Pojawił się wtedy inny Nieśmiertelny, był dość mocny ale nie tak jak ja. Zginęło wielu ludzi jak i żołnierzy Królowej. Winę za to zrzucono na nią. Wkrótce potem została wezwana na dywanik do Królowej. I tam jakimś dziwnym cudem została zabita.
- A ty? Gdzie się podziewałeś?
- Byłem zamknięty w celi aż do dziś Mistrzu - odpowiedział beznamiętnie.
- Dlaczego? - dociekałam dalej. Musiałam znać okoliczności śmierci mojej ciotecznej siostry.
- Zostałem wrobiony w morderstwo jakiejś młodej kobiety i twoja siostra, Mistrzu nie wierzyła moim wyjaśnieniom. Zamknęła mnie w celi i razem z Walterem pojechała do Królowej - wyjaśnił patrząc mi prosto w oczy. Nie zauważyłam, żeby kłamał.
- I nie mogłeś jej pomóc - stwierdziłam niż spytałam. - Ale po jej śmierci mogłeś opuścić więzienie. Czy wiedziałeś, że ja jestem?
- Coś przeczuwałem, gdyż nie mogłem złamać pieczęci.
- Wracając do samej śmierci Integral, Walter powiedział, że chodzą pogłoski o tym, że Iscariote lub Millenium maczało w tym palce.
- Może tak, może nie. Tego nie wiem. Albo ci z Okrągłego Stołu taką wersję przedstawili - odpowiedział Alucard, kierując się od rezydencji. Przystanął na moment i obrócił się w moją stronę. - Mistrzu?
- Idę, idę - mruknęłam. Na dworze zaczęło się ściemniać. Przy bramie wjazdowej warta dzienna zamieniła się miejscem z nocną. A wokoło ogrodzenia co jakiś czas przechodzili inni wartownicy z psami. "Ochrona dwadzieścia cztery godziny na dobę i piecza Nosferatu nade mną" - pomyślałam, spoglądając na ogród tonący już w mroku. "Ale mi się trafiło życie." Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołałam.
- Przyniosłem kolację panienko - rzekł Walter stawiając tacę z posiłkiem na biurku. Zapach smażonych jajek z cebulką podziałał na moje zmysły i apetyt. Od razu zachciało mi się jeść. Po posiłku zasiadłam w fotelu i zaczęłam się na nim bujać. Obrzuciłam spojrzeniem biuro. Po jednej stronie były szafy z posegregowanymi dokumentami, po drugiej też znajdowały się półki gotowe przyjąć nowe papiery. Na podłodze leżał puchaty dywan o bliżej nieokreślonym wzorze. Takie esy floresy, a gdy zaczęłam wodzić po nich wzrokiem, nie mogłam przestać. - Czy panienka jeszcze czegoś potrzebuje? - zapytał przerywając mą czynność.
- Nie, Walterze. Dziękuję za kolacją, była pyszna - odpowiedziałam. - Może trochę sobie poszperam w dokumentacji - zamyśliłam się.

Dwa tygodnie później, kiedy trochę już wiedziałam o organizacji, której byłam szefową, przyszedł list.A nie był to zwykły list, tylko od Jej Królewskiej Mości. Miałam się u niej stawić następnego dnia.
- Alucardzie, pojedziesz ze mną - zakomunikowałam następnego ranka, kiedy zastałam wampira w kuchni, popijającego krew z torebki.
- Jak sobie życzysz Mistrzu - odpowiedział. Przed rezydencją stała już czaro połyskująca w słońcu limuzyna a przed nią stał Walter. Otworzył mi drzwi. Wsiadłam i obok pojawił się Alucard. Jechaliśmy w milczeniu. Ja obserwowałam zmieniające się otoczenie, ludzi przechodzących przez ulice i spieszących się gdzieś. Martwiło mnie to spotkanie. Jak ja się zachowam? Czego będą chcieli ode mnie i organizacji, choć o tym drugim to wiedziałam. Gdy zajechaliśmy przed dwór, ze zdziwienia otworzyłam lekko usta, lecz zaraz je zamknęłam. Pałac był ogromny. Z zachwytem przyglądałam się budynkowi. Wchodząc do środka zostaliśmy zatrzymani przez ochronę, potem przyszedł po nas lokaj ubrany w czarno złotą liberię. Ukłonił się lekko po czym zwrócił się do mnie.
- Panna Eliza van Dyke Hellsing? Jej Wysokość pannę oczekuje w sali Okrągłego Stołu, proszę za mną - rzekł z wyuczoną uprzejmością. Szliśmy długo, klucząc korytarzami aż w końcu doszliśmy od białych drzwi ze złotą klamką. Lokaj zapukał i wchodząc zaanonsował nas. - A ten pan może zaczekać pod drzwiami. Tu są krzesła - dodał wskazując owe meble obite szkarłatnym aksamitem, gdy Królowa zgodziła się mnie przyjąć. Bez słowa weszłam do sali a za mną podążył Nosferatu. Jeden z zebranych Rycerzy wskazał mi puste krzesło. Ukłoniłam się Królowej, gdyż tak nakazywał zwyczaj. Poddany kłaniał się swemu władcy.
- Witaj, Elizo van Dyke Hellsing - odezwał się gruby i siwawy mężczyzna siedzący po lewej stronie stołu. Miał takie świńskie oczka. Od razu mi się nie spodobał. - Jako nowa szefowa Organizacji Hellsing, musisz zapoznać się z zasadami ją obowiązującymi - dodał oblizując łapczywie wargi, jakby miał chęć mnie zjeść. - Przepraszam za moje złe zachowanie, nie przedstawiłem się. Nazywam się Penwood, Sir Penwood. Od lewej strony Sir. McGraham, Sir Rother ... - zaczął wymieniać nazwiska reszty rycerzy, lecz po dwóch przestałam słuchać. Miałam nadzieję, że nie potrwa to długo.
- Panno Hellsing, została pani tu wezwana, gdyż świętej już pamięci Sir Integral Fairbrook Wingates Hellsing wyznaczyła panią na następczynię. Z tegoż względu mamy kilka ważnych informacji dla pani i radzę je wysłuchać - przerwał Penwoodowi siedzący po prawej stronie Królowej suchy mężczyzna o gliniastej skórze.
- A z kim mam przyjemność - odezwałam się oschle.
- Sir McArthur - skłonił się z udawaną uprzejmością. - Po pierwsze, z racji pani wieku, zostanie przydzielony doradca do spraw urzędowych i militarnych, drugą sprawą będzie morderstwo dziewczyny przez pani podwładnego.
- Alucard tego nie zrobił - wtrąciłam się mu w słowa.
- Nie ma pani na to dowodu, gdyż nie było pani tu z nim, po drugie Sir Integral podczas naszej ostatniej narady zgodziła się z naszymi ustaleniami. Jeśli nie będzie mi pani przerywała dowie się pani, jakie one są. - nie mogłam uwierzyć własnym uszom. - Dziękuję, że się co do tego zgadzamy. Zatem pozwoli pani, że będę dalej kontynuował. Sprawa jest bardzo delikatna, bowiem przedostała się do mediów i nie można pozwolić na splamienie rządu jak i organizacji. - "Wcale cię nie obchodzi organizacja, nadęty starcze" - pomyślałam, słuchając monotonnego głosu Sir. McArthura. - Ustanowiliśmy tymczasowy nadzór nad pani Nosferatu. Jeśli wszystkie dowody będą potwierdzone, odpowie pani za swego podwładnego. Zaś wampir zostanie zamknięty w odosobnionej celi i pozostanie tam na zawsze. Trzecią sprawą będzie napad na Londyn przez innego wampira. Zniszczenia dokonane przez niego są w trakcie napraw, lecz życia ludzkiego to nie wróci. Stąd też musimy wprowadzić kontrolę nad pani podwładnym, tak więc, będzie pani musiała pisać dokładne raporty z przeprowadzanych z jego udziałem akcji jak o wszystkich jego wyjściach, że tak powiem. Nadzór tymczasowy nie obowiązuje go podczas akcji, powiedzmy prawdzie w oczy, nie jesteśmy w stanie pilnować go tak samo pani, nieprawdaż - spojrzał na mnie z taką wyższością, jakby był ponad mną i samą Królową. O dziwo ona cały czas milczała, jedynie czasem pokiwała głową. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zapadło głuche milczenie między nami.
- Czy to wszystko? - wydusiłam z siebie, siląc się na obojętny ton głosu, choć krew się we mnie burzyła i miałam coraz większą ochotę zwyzywać tą bandę napuszonych staruchów.
- Tak myślę, moja droga - odezwała się milcząca do tej pory władczyni. - Przykro mi, że tak to się wszystko potoczyło, ale zważywszy na moje stanowisko, które już piastuję jakiś czas - uśmiechnęła się dobrodusznie - muszę się zgodzić co do ustaleń Okrągłego Stołu, biorąc również pod uwagę dobro moich poddanych jak i twoje, Elizo. Zatem do zobaczenia.
- Do widzenia - odpowiedziałam bez entuzjastycznie i po chwili wyszłam z Alucardem odprowadzana spojrzeniami zebranych rycerzy i władczyni. Odetchnęłam z ulgą gdy byłam już w samochodzie i w drodze do rezydencji. - Nie masz mi nic do powiedzenia, Alucardzie?
- Dobrze się spisałaś, Mistrzu. Wytrzymałaś tych pryków.
- Nie o to mi chodziło - odparłam. - Ale dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że nie na darmo trzymam twoją stronę - dodałam.
- To nie ja zabiłem tamtą dziewczynę - mruknął zniechęconym tonem. - Wrobili mnie.
- To musisz znaleźć na to dowody. Inaczej mi się oberwie a ciebie zamknął - westchnęłam. - Nie podoba mi się to wszystko. Myślałam, że oni będą inni, ale się pomyliłam. Ten Penwood tylko dybie na moje potknięcie i stanowisko. Już go nie lubię - dodałam coraz bardziej rozeźlona. "Integral, coś tym i zostawiła w spadku?" - zastanawiałam się.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Heh, w końcu udało mi się coś napisać. Wiem, że nie jest to górnych lotów twór, ale postaram się pisać lepiej. Tak na ten moment to było by na tyle. Zapraszam do czytania.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Jak ja nie lubię poniedziałków...

Zgodnie z zapowiedzią, oto i pierwszy post opowiadania.


***

Gdyby ktoś wam powiedział, że zostałeś adoptowany/ wana co byście zrobili? Czy wydarlibyście się na swych przyszywanych rodziców za kłamstwa, którymi was karmili przez te lata? Czy może rozbeczelibyście się i rzucili do ucieczki do swego malutkiego królestwa, którym są cztery ściany na drugim piętrze? A może najpierw powiedzielibyście, że nie wierzycie, że to jakiś głupi żart? Wiecie co, mnie to wszystko przyszło na myśl,  gdy usłyszałam  słowa mojego  „ojca”. Matka tylko kiwnęła głową, że potwierdza to. A było to wtedy kiedy zrobiłam bardzo głupią rzecz na świecie. Poszłam z dwiema koleżankami na imprezę i nie wróciłam o wyznaczonej przez ojca godzinie. Gdy oboje się o tym dowiedzieli zrobili mi wielką awanturę.
- Mam już dwadzieścia jeden lat i nie będziecie mnie traktować jak malutkie dziecko!! – wydarłam się, mając już dość ciągłego gderania mej matki. – Ja studiuję!! Zapomnieliście o tym?!!
- Nie tym tonem do matki – warknął ojciec. – Poza tym masz szlaban na wszelkie wyjścia z koleżankami!! – dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nie zabronisz mi tego!! Po raz drugi mówię, nie jestem małym dzieckiem – syknęłam rozeźlona na nich i ich wybuch. – Co to to nie, nikt nie będzie mi mówił co mi wolno a czego nie. Sama będę o tym decydować.
- Uparta z ciebie dziewucha. Ale mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość!! – dodał z dziwnym uśmieszkiem, jakby chciał zobaczyć moją reakcję na te wieści. A co gorsza, czekał na to i sycił się moją niepewnością. – Powiem tyle, nie jesteś naszą rodzoną córką i nigdy nią nie byłaś. Adoptowaliśmy ciebie bo chcieliśmy się sprawdzić w roli rodziców. – Dodał z satysfakcją wymalowaną na twarzy. Stanęłam jak wryta i rozdziawiłam usta ze zdziwienia. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam ochotę wrzasnąć, że kłamie i tylko się tak droczy. Że robi mi to na złość, bo za późno wczoraj wróciłam z balangi. On stał i patrzył z górą na mnie, matka milczała, również wpatrzona we mnie.
- Z… zaraz… jak… to? – jąkałam się a łzy zaczęły napływać mi do oczu. – To przecież… niemożliwe. Nie, nie wierzę wam – syknęłam i schowałam twarz w dłoniach. Usiadłam ciężko na podłodze i zaczęłam płakać. Oni nadal stali niewzruszeni i patrzyli na mnie. Nie rozumiałam jak oni mogli tak postąpić. – Mówisz tak, by mnie ukarać? – zdobyłam się na to pytanie.
- Nie. To prawda. Już dawno zamierzaliśmy ci to powiedzieć, ale zawsze gdzieś szłaś albo byłaś bardzo zajęta – rzekł z przekąsem. – Jak nie wierzysz to idź do sierocińca przy ulicy Santa Cruz della Tora. Porozmawiaj z przełożoną, ona wszystko ci wyjaśni. Skoro jesteś już dorosła, to nie musisz już tu przebywać – dodał, okrutnie się uśmiechając. „A ja uważałam ich za najlepszych rodziców pod słońcem” – pomyślałam, przełykając łzy. Nie miałam gdzie się podziać, więc jak najszybciej udałam się pod wskazany adres. Gdy byłam już na miejscu, zauważyłam kilkanaście dzieci w różnym wieku, bawiących się na placu zabaw. Po jednej jego stronie rosły duże drzewa, które dawały sporo cienia a pod nimi były rozłożona koce, na których już siedziało troje najmłodszych. Przeszłam przez furtkę i skierowałam się w stronę budynku. Wchodząc do środka, ogarnął mnie przyjemny chłód. Po chwili gdy tak stałam i rozglądałam się po wystroju wnętrza, podeszła do mnie młoda kobieta.
- W czym mogę pomóc? – zapytała uprzejmie. – Jestem Susana.
- Eee, ja… chcę… znaczy się… – nie wiedziałam jak mam zacząć.
- Spokojnie, szukasz kogoś? Rodziny? Któregoś z opiekunów?
- Tak. Jakiegoś opiekuna – potwierdziłam. Ona uśmiechnęła się i wzięła pod rękę. – Szukasz pracy? Akurat mamy tu wolną posadę, ale więcej dowiesz się od pani Vertigo. To nasza dyrektorka – dodała prowadząc schodami na górę. Przeszłyśmy jeszcze kawałek korytarzem i kątem oka zauważyłam jakąś dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, siedzącą na parapecie w jednym z pokoi. Susana zapukała do biura i usłyszałyśmy przytłumione: „Wejść”. Posłusznie udałam się za kobietą.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale ta dziewczyna… – przerwała na widok miny przełożonej.
- Eliza! – krzyknęła pani Vertigo. – Jak się cieszę, że do nas zawitałaś!! – podeszła i uściskała mnie mocno. Susana wróciła do swych obowiązków. – Jak ci idzie nauka? Jak w domu? Dobrze ci tam jest? – na ostatnie słowa nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Starsza kobieta przytuliła mnie mocniej i pogłaskała po głowie.
- Ja… ja nie jestem ich córką – szlochałam. – Oni mnie tyle lat okłamywali a dziś – przerwałam, głos uwiązł mi w gardle i nie mogłam nic więcej powiedzieć. Ona domyśliła się jak to mogło wyglądać.
- Och, moja droga. Przykro mi, że w ten sposób się dowiedzieć. Oni nie zasługiwali na ciebie. Ale nie mogłam im zabronić ciebie zabrać. Gdybym tylko wiedziała, że ci jest tam źle, wysłałabym kogoś po ciebie by przyprowadził tu. – rzekła miłym tonem głosu.
- Wygonili mnie stamtąd i nie mam gdzie się podziać. Skąd pani mnie zna? Jacy byli moi prawdziwi rodzice? – zapytałam ocierając łzy.
- O nich niewiele wiem. Zastałam cię tu pod drzwiami wejściowymi z listem wyjaśniającym. Zatrzymałam go, żebyś mogła sama go przeczytać. Poczekaj, mam go w szufladzie biurka – rzekła i podeszła do mebla. Po chwili w dłoni  trzymała kopertę. Podała mi ją i wskazała małą kanapę po lewej stronie okna. Przez jakiś czas trzymałam list w dłoniach i patrzyłam na niego. Ona milczała, lecz z cichym westchnięciem, przystanęła w drzwiach.
- Zostawię cię teraz byś mogła na spokojnie go przeczytać. Gdybyś coś potrzebowała to wezwij mnie lub Susanę, dobrze? – powiedziała i gdy skinęłam głową, wyszła. Przez dłuższy czas nie chciałam otwierać koperty, lecz przemogłam się i rozerwałam ją. List był napisany drobnym i pochyłym pismem. Zaczęłam go czytać i w miarę tej czynności oczy rozszerzały mi się z niedowierzania. Czy to była prawda, nie miałam pojęcia. Otóż ja stałam się ostatnią z żyjących spadkobierców wielkiego podróżnika i naukowca, Abrahama van Hellsinga. Tak, tego  Hellsinga, o którym nagrywano filmy. Tego łowcy wampirów, który pokonał Draculę i wiele innych potworów.
- To nie możliwe by było prawdziwe – mruknęłam do siebie. Z listu dowiedziałam się, że moi prawdziwi rodzice nazywali się Alexander Hellsing i Elvira van Dyke Hellsing. Byłam jedynaczką, jak tu napisano, ale też miałam cioteczną siostrę. Miała na imię Integral Fairbrook Wingates Hellsing. „To jednak nie byłam ostatnią z rodu” – pomyślałam. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę – odezwałam się. Stanęła w nich przełożona sierocińca i ktoś jeszcze. Był to mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie frak i białą koszulę. Jego włosy związane były w długą kitę a na nocie miał monokl. Ukłonił się przede mną i z uśmiechem dodał:
- Witam panienkę, jestem Walter C. Dornez. Przyjechałem tu by zabrać panienkę do domu i wszelkie kłopotliwe jeszcze dla panienki sprawy wyjaśnić – rzekł i skłonił się głową. Siedziałam i milczałam osłupiała na jego słowa.
- To… to jednak prawda? To co napisano w tym liście? – spytałam.
- Owszem. Jednak, jeśli panienka zauważyła, zawarte w nim informacje nie są kompletne. Cioteczna siostra panienki nie żyje od dziesięciu lat. Ubolewam nad jej śmiercią cały czas – odrzekł spokojnym głosem. – Proponuję więc udać się do rezydencji i tam na spokojnie będzie mogła panienka odnaleźć odpowiedzi na pytania – dodał. Nie miałam wyboru. Skoro poznam prawdę to pojadę.
- Dobrze, pojadę – powiedziałam patrząc na panią Vertigo. Ta lekko kiwnęła głową i uśmiechnęła się dobrodusznie. Odprowadziła nas do drzwi wejściowych i Walter przepuścił mnie przodem. Potem poprowadził na parking, gdzie stała wytworna angielska limuzyna. Czarny kolor połyskiwał w świetle promieni słonecznych. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w drogę.
- Możesz mi powiedzieć jak mnie znalazłeś? I jak zginęła Integral? – zapytałam, kiedy mijaliśmy moje osiedle i skierowaliśmy się na lotnisko.
- Sir Hellsing wiedziała o tobie, panienko od dawna. Lecz te informacje utrzymywała w największej tajemnicy, byś mogła żyć spokojnie, nie nękana przez jej wrogów. Twój ojciec, sir Alexander zginął z ręki Alucarda, gdy chciał zabić Integral aby przejąć organizację.
- Jak to? Zabity? Kim jest ten Alucard? – pytałam z wytrzeszczonymi oczami.
- To bardzo zagmatwana sprawa. Ale postaram się jak najdokładniej panience ją przybliżyć. Otóż, sir Artur Hellsing miał córkę, Intergal. On był właścicielem i szefem organizacji zajmującej się likwidacją ghuli, wampirów i innych istot zagrażających ludności Wielkiej Brytanii. Kiedy zmarł przekazał dowództwo swej córce, z czym nie mógł się zgodzić jego brat, a twój panienko ojciec. Kiedy zaplanował zamach na jej życie, mnie przy tym nie było, ale sir Integral mi o tym opowiedziała później, ona odkryła jedną komnatę, w której ukryta była nasza tajna broń. Był nią właśnie wampir Alucard. Gdy została osaczona przez Alexandra i jego ludzi w celi rozległ się dramat, wampir został przebudzony do życia i zabił jej niedoszłych oprawców. Stał się odtąd jej sługą i obrońcą – mówił nie odrywając wzroku od drogi. – Nie wiem z jakiego powodu, ale dziesięć lat temu, panienka Integral zamknęła go w tejże celi i potem, gdy była na zebraniu u Królowej została zabita. Podobno był to przeprowadzony zamach przez kogoś wynajętego przez Iscariote lub Millenium. Do tej pory nie ustalono tego – dodał z nutą goryczy w głosie.
- A Alucard nie mógł jej pomóc?
- Nie, bo tej pieczęci nie zdołał ani przełamać ani obejść. Tylko ktoś, w kogo żyłach płynie krew Hellsingów może to zrobić – spojrzał znacząco na mnie przez lusterko.
- Wyjaśnimy jej śmierć. Tylko nurtuje mnie sprawa ojca. Gdzie byłam ja i moja mama?
- Urodziłaś się wtedy, kiedy już twój ojciec nie żył. Ale to nie wszystko, czytałem dziennik twej matki. Pisała, że gdy ciąża była widoczna, twój ojciec nie był dobry dla niej. Chciał was obie zabić – rzekł wstrząśnięty tym wyznaniem tak jak ja. Po prostu zatkało mnie i nie mogłam nawet wykrztusić żadnego sensownego słowa. – Sam kiedyś byłem świadkiem jak twój ojciec maltretuję ją, ale wtedy to mało mogłem pomóc. – Już myślałam, że będę mścić się za jego stratę, ale w tym wypadku, to nawet zasłużył na śmierć. Powoli ale systematycznie zaczął ogarniać mnie gniew na ojca i jego pazerność do władzy. Walter tym razem zamilkł.
- A gdzie jest dziennik mojej mamy?
- W rezydencji. Zaraz będziemy na lotnisku. Bilety już wykupiłem a nie mając żadnych zbędnych bagaży szybko przejdziemy przez kontrolę celną – odparł skręcając na parking przyległy do niego. Gdy weszliśmy do budynku, od razu doszedł mnie zaduch tego miejsca, spowodowany zwiększającą się liczbą podróżnych. Stanęliśmy w kolejce do kasy na lot do Wielkiej Brytanii i czekaliśmy dobre czterdzieści minut zanim doszliśmy do punktu. Nie chciałam tam rozmawiać o Hellsingu, więc milczałam. Walter też. Co i raz jednak rozglądając się w około w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś zachowującego się w dziwny sposób.
- Państwa bilety? – zapytała kasjerka miłym, wyuczonym już głosem.
- Proszę – Walter podał jej karty patrząc na nią wyczekująco.
- Wszystko się zgadza. Życzę państwu przyjemnego lotu – odparła i oddała je nam. Przeszliśmy przez bramkę i tunelem weszliśmy do samolotu. Ja usiadłam od strony okna a mój kamerdyner zaraz obok mnie. Lot trwał dziesięć godzin.
***
To jak na razie taki wstęp do dalszych części. Mam nadzieję, że komuś się spodoba i tu będzie częściej zaglądał. ZAPRASZAM i nie bójcie się krytykować {lecz konstruktywnie, a nie tylko się czepiać za brak przecinka}.

Witaj Świecie!!

No to do dzieła. Na sam początek, to trochę wytycznych tu zamieszczę, żeby nie było potem, że nic nie wiadomo i w ogóle, coś o sobie napomknę i przejdziemy do sedna sprawy, czyli po co założyłam bloga i jaka będzie jego tematyka.
Lecimy z pierwszym.

Regulamin, który NALEŻY przestrzegać, zaglądając tu i komentując wpisy.

Po pierwsze osoby tu wchodzące proszę o pozostawienie jakiegoś śladu po sobie, jednak nie jest mile widziany komentarz  typu: Fajny blogasek, wpadnij na mój… {nie dość, że mogę dostać wścieklizny po czymś takim, to bez żadnych ceremoniałów będę kasować taki komentarz} no i precz mi z wulgaryzmami. Po drugie, nie lubię poganiania, publikacje nowych notek będą odbywać się {tak zamierzam, lecz jak się to odniesie do realiów, zobaczymy} co dwa, trzy tygodnie. Po trzecie, blog dopiero co będzie ruszał z kopyta, więc proszę Was, drodzy i przyszli czytelnicy o wyrozumiałość i cierpliwość.

Teraz miało być coś poniekąd o Autorce tego bloga.

Skoro tak już napisałam, to stać się musi. Ja nie lubię zbytnio pisać o swej osobie. Jaka jestem? O taka normalna, zwykła jak każdy z was. Chciałabym kiedyś polecieć do nieba, ale to tylko mrzonka, nie do spełnienia. Czasem jestem wybuchowa jak dynamit, a czasem to do rany przyłóż – słodziutka i miła. Nie jestem żadnym emo czy coś w ten dese, choć uwielbiam ubierać się na czarno. Coś jeszcze o zainteresowaniach? To lubię wymyślać różne historyjki, czytać książki grozy, horrory, fantasy, przygodowe. Na romansidła nie ma u mnie miejsca. Uczę się rysunku mangowego, sama z kursów w necie i jak na razie to wychodzą mi przeróżne mimiki oczu i ręce. To tyle.

Po jaki gwint założyłam bloga o wdzięcznej nazwie: hellsing-moja-noc.blogspot.com? 

Bo mi się chciało. Ostatnio obejrzałam anime Hellsing {to 13-odcinkowe} i mam niedosyt z tego powodu. A i zauważyłam istnienie ciekawych blogów o tej tematyce, lecz z przykrością musiałam stwierdzić, że już od dawna nie prowadzone są. A szkoda, bo nieźle się te opowiadania zapowiadały. Tematyka hellsingowa, choć coś zmienię i może będzie to interesujące. Dojdą inni, wymyśleni przeze mnie, bohaterowie, będzie Millenium, Iscariote, Zakon Smoka itp.
Zatem, wpis ten, jako że pierwszy i powitalny, zakańczam i mam nadzieję, że jeśli ktoś się tu pojawi, to będzie czekał na kolejny post.

 P.S
A i jeszcze jedno. Taki sam tytuł i dwa pierwsze wpisy opublikowałam na wordpressie, ale coś tam mi się pokiełbasiło, więc przeniosłam się tu. Myślę, że nie będzie nikomu to robiło różnicy. Tamto jest zamknięte i nie będzie prowadzone. Do zobaczenia wkrótce z pierwszym wpisem.

Mglista i nieuchwytliwa, po prostu sen nie jawa...

Moje zdjęcie
Posiadłość-Na-Wzgórzu-Wrzosowym
Postanowiłam założyć sobie bloga i pisać opowiadanie. Jak mi to wyjdzie to się okaże. Chcielibyście czegoś dowiedzieć się o mnie? No, dobrze. Zmieniłam podpis. Dlaczego? Bo jestem kapryśna. Nie wiedzieliście? To teraz już się dowiedzieliście. Poza tym mogę być złośliwa, obraźliwa i kłótliwa, ale to tylko w wypadku jeśli ktoś mnie dobrze wkurzy. Więcej bąkną gdy pojawi się taka podstrona "O mnie". Pozdrawiam Moich Czytelników {ogół} i do zobaczenia.
Obsługiwane przez usługę Blogger.