poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Jak ja nie lubię poniedziałków...

Zgodnie z zapowiedzią, oto i pierwszy post opowiadania.


***

Gdyby ktoś wam powiedział, że zostałeś adoptowany/ wana co byście zrobili? Czy wydarlibyście się na swych przyszywanych rodziców za kłamstwa, którymi was karmili przez te lata? Czy może rozbeczelibyście się i rzucili do ucieczki do swego malutkiego królestwa, którym są cztery ściany na drugim piętrze? A może najpierw powiedzielibyście, że nie wierzycie, że to jakiś głupi żart? Wiecie co, mnie to wszystko przyszło na myśl,  gdy usłyszałam  słowa mojego  „ojca”. Matka tylko kiwnęła głową, że potwierdza to. A było to wtedy kiedy zrobiłam bardzo głupią rzecz na świecie. Poszłam z dwiema koleżankami na imprezę i nie wróciłam o wyznaczonej przez ojca godzinie. Gdy oboje się o tym dowiedzieli zrobili mi wielką awanturę.
- Mam już dwadzieścia jeden lat i nie będziecie mnie traktować jak malutkie dziecko!! – wydarłam się, mając już dość ciągłego gderania mej matki. – Ja studiuję!! Zapomnieliście o tym?!!
- Nie tym tonem do matki – warknął ojciec. – Poza tym masz szlaban na wszelkie wyjścia z koleżankami!! – dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nie zabronisz mi tego!! Po raz drugi mówię, nie jestem małym dzieckiem – syknęłam rozeźlona na nich i ich wybuch. – Co to to nie, nikt nie będzie mi mówił co mi wolno a czego nie. Sama będę o tym decydować.
- Uparta z ciebie dziewucha. Ale mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość!! – dodał z dziwnym uśmieszkiem, jakby chciał zobaczyć moją reakcję na te wieści. A co gorsza, czekał na to i sycił się moją niepewnością. – Powiem tyle, nie jesteś naszą rodzoną córką i nigdy nią nie byłaś. Adoptowaliśmy ciebie bo chcieliśmy się sprawdzić w roli rodziców. – Dodał z satysfakcją wymalowaną na twarzy. Stanęłam jak wryta i rozdziawiłam usta ze zdziwienia. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam ochotę wrzasnąć, że kłamie i tylko się tak droczy. Że robi mi to na złość, bo za późno wczoraj wróciłam z balangi. On stał i patrzył z górą na mnie, matka milczała, również wpatrzona we mnie.
- Z… zaraz… jak… to? – jąkałam się a łzy zaczęły napływać mi do oczu. – To przecież… niemożliwe. Nie, nie wierzę wam – syknęłam i schowałam twarz w dłoniach. Usiadłam ciężko na podłodze i zaczęłam płakać. Oni nadal stali niewzruszeni i patrzyli na mnie. Nie rozumiałam jak oni mogli tak postąpić. – Mówisz tak, by mnie ukarać? – zdobyłam się na to pytanie.
- Nie. To prawda. Już dawno zamierzaliśmy ci to powiedzieć, ale zawsze gdzieś szłaś albo byłaś bardzo zajęta – rzekł z przekąsem. – Jak nie wierzysz to idź do sierocińca przy ulicy Santa Cruz della Tora. Porozmawiaj z przełożoną, ona wszystko ci wyjaśni. Skoro jesteś już dorosła, to nie musisz już tu przebywać – dodał, okrutnie się uśmiechając. „A ja uważałam ich za najlepszych rodziców pod słońcem” – pomyślałam, przełykając łzy. Nie miałam gdzie się podziać, więc jak najszybciej udałam się pod wskazany adres. Gdy byłam już na miejscu, zauważyłam kilkanaście dzieci w różnym wieku, bawiących się na placu zabaw. Po jednej jego stronie rosły duże drzewa, które dawały sporo cienia a pod nimi były rozłożona koce, na których już siedziało troje najmłodszych. Przeszłam przez furtkę i skierowałam się w stronę budynku. Wchodząc do środka, ogarnął mnie przyjemny chłód. Po chwili gdy tak stałam i rozglądałam się po wystroju wnętrza, podeszła do mnie młoda kobieta.
- W czym mogę pomóc? – zapytała uprzejmie. – Jestem Susana.
- Eee, ja… chcę… znaczy się… – nie wiedziałam jak mam zacząć.
- Spokojnie, szukasz kogoś? Rodziny? Któregoś z opiekunów?
- Tak. Jakiegoś opiekuna – potwierdziłam. Ona uśmiechnęła się i wzięła pod rękę. – Szukasz pracy? Akurat mamy tu wolną posadę, ale więcej dowiesz się od pani Vertigo. To nasza dyrektorka – dodała prowadząc schodami na górę. Przeszłyśmy jeszcze kawałek korytarzem i kątem oka zauważyłam jakąś dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, siedzącą na parapecie w jednym z pokoi. Susana zapukała do biura i usłyszałyśmy przytłumione: „Wejść”. Posłusznie udałam się za kobietą.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale ta dziewczyna… – przerwała na widok miny przełożonej.
- Eliza! – krzyknęła pani Vertigo. – Jak się cieszę, że do nas zawitałaś!! – podeszła i uściskała mnie mocno. Susana wróciła do swych obowiązków. – Jak ci idzie nauka? Jak w domu? Dobrze ci tam jest? – na ostatnie słowa nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Starsza kobieta przytuliła mnie mocniej i pogłaskała po głowie.
- Ja… ja nie jestem ich córką – szlochałam. – Oni mnie tyle lat okłamywali a dziś – przerwałam, głos uwiązł mi w gardle i nie mogłam nic więcej powiedzieć. Ona domyśliła się jak to mogło wyglądać.
- Och, moja droga. Przykro mi, że w ten sposób się dowiedzieć. Oni nie zasługiwali na ciebie. Ale nie mogłam im zabronić ciebie zabrać. Gdybym tylko wiedziała, że ci jest tam źle, wysłałabym kogoś po ciebie by przyprowadził tu. – rzekła miłym tonem głosu.
- Wygonili mnie stamtąd i nie mam gdzie się podziać. Skąd pani mnie zna? Jacy byli moi prawdziwi rodzice? – zapytałam ocierając łzy.
- O nich niewiele wiem. Zastałam cię tu pod drzwiami wejściowymi z listem wyjaśniającym. Zatrzymałam go, żebyś mogła sama go przeczytać. Poczekaj, mam go w szufladzie biurka – rzekła i podeszła do mebla. Po chwili w dłoni  trzymała kopertę. Podała mi ją i wskazała małą kanapę po lewej stronie okna. Przez jakiś czas trzymałam list w dłoniach i patrzyłam na niego. Ona milczała, lecz z cichym westchnięciem, przystanęła w drzwiach.
- Zostawię cię teraz byś mogła na spokojnie go przeczytać. Gdybyś coś potrzebowała to wezwij mnie lub Susanę, dobrze? – powiedziała i gdy skinęłam głową, wyszła. Przez dłuższy czas nie chciałam otwierać koperty, lecz przemogłam się i rozerwałam ją. List był napisany drobnym i pochyłym pismem. Zaczęłam go czytać i w miarę tej czynności oczy rozszerzały mi się z niedowierzania. Czy to była prawda, nie miałam pojęcia. Otóż ja stałam się ostatnią z żyjących spadkobierców wielkiego podróżnika i naukowca, Abrahama van Hellsinga. Tak, tego  Hellsinga, o którym nagrywano filmy. Tego łowcy wampirów, który pokonał Draculę i wiele innych potworów.
- To nie możliwe by było prawdziwe – mruknęłam do siebie. Z listu dowiedziałam się, że moi prawdziwi rodzice nazywali się Alexander Hellsing i Elvira van Dyke Hellsing. Byłam jedynaczką, jak tu napisano, ale też miałam cioteczną siostrę. Miała na imię Integral Fairbrook Wingates Hellsing. „To jednak nie byłam ostatnią z rodu” – pomyślałam. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę – odezwałam się. Stanęła w nich przełożona sierocińca i ktoś jeszcze. Był to mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie frak i białą koszulę. Jego włosy związane były w długą kitę a na nocie miał monokl. Ukłonił się przede mną i z uśmiechem dodał:
- Witam panienkę, jestem Walter C. Dornez. Przyjechałem tu by zabrać panienkę do domu i wszelkie kłopotliwe jeszcze dla panienki sprawy wyjaśnić – rzekł i skłonił się głową. Siedziałam i milczałam osłupiała na jego słowa.
- To… to jednak prawda? To co napisano w tym liście? – spytałam.
- Owszem. Jednak, jeśli panienka zauważyła, zawarte w nim informacje nie są kompletne. Cioteczna siostra panienki nie żyje od dziesięciu lat. Ubolewam nad jej śmiercią cały czas – odrzekł spokojnym głosem. – Proponuję więc udać się do rezydencji i tam na spokojnie będzie mogła panienka odnaleźć odpowiedzi na pytania – dodał. Nie miałam wyboru. Skoro poznam prawdę to pojadę.
- Dobrze, pojadę – powiedziałam patrząc na panią Vertigo. Ta lekko kiwnęła głową i uśmiechnęła się dobrodusznie. Odprowadziła nas do drzwi wejściowych i Walter przepuścił mnie przodem. Potem poprowadził na parking, gdzie stała wytworna angielska limuzyna. Czarny kolor połyskiwał w świetle promieni słonecznych. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w drogę.
- Możesz mi powiedzieć jak mnie znalazłeś? I jak zginęła Integral? – zapytałam, kiedy mijaliśmy moje osiedle i skierowaliśmy się na lotnisko.
- Sir Hellsing wiedziała o tobie, panienko od dawna. Lecz te informacje utrzymywała w największej tajemnicy, byś mogła żyć spokojnie, nie nękana przez jej wrogów. Twój ojciec, sir Alexander zginął z ręki Alucarda, gdy chciał zabić Integral aby przejąć organizację.
- Jak to? Zabity? Kim jest ten Alucard? – pytałam z wytrzeszczonymi oczami.
- To bardzo zagmatwana sprawa. Ale postaram się jak najdokładniej panience ją przybliżyć. Otóż, sir Artur Hellsing miał córkę, Intergal. On był właścicielem i szefem organizacji zajmującej się likwidacją ghuli, wampirów i innych istot zagrażających ludności Wielkiej Brytanii. Kiedy zmarł przekazał dowództwo swej córce, z czym nie mógł się zgodzić jego brat, a twój panienko ojciec. Kiedy zaplanował zamach na jej życie, mnie przy tym nie było, ale sir Integral mi o tym opowiedziała później, ona odkryła jedną komnatę, w której ukryta była nasza tajna broń. Był nią właśnie wampir Alucard. Gdy została osaczona przez Alexandra i jego ludzi w celi rozległ się dramat, wampir został przebudzony do życia i zabił jej niedoszłych oprawców. Stał się odtąd jej sługą i obrońcą – mówił nie odrywając wzroku od drogi. – Nie wiem z jakiego powodu, ale dziesięć lat temu, panienka Integral zamknęła go w tejże celi i potem, gdy była na zebraniu u Królowej została zabita. Podobno był to przeprowadzony zamach przez kogoś wynajętego przez Iscariote lub Millenium. Do tej pory nie ustalono tego – dodał z nutą goryczy w głosie.
- A Alucard nie mógł jej pomóc?
- Nie, bo tej pieczęci nie zdołał ani przełamać ani obejść. Tylko ktoś, w kogo żyłach płynie krew Hellsingów może to zrobić – spojrzał znacząco na mnie przez lusterko.
- Wyjaśnimy jej śmierć. Tylko nurtuje mnie sprawa ojca. Gdzie byłam ja i moja mama?
- Urodziłaś się wtedy, kiedy już twój ojciec nie żył. Ale to nie wszystko, czytałem dziennik twej matki. Pisała, że gdy ciąża była widoczna, twój ojciec nie był dobry dla niej. Chciał was obie zabić – rzekł wstrząśnięty tym wyznaniem tak jak ja. Po prostu zatkało mnie i nie mogłam nawet wykrztusić żadnego sensownego słowa. – Sam kiedyś byłem świadkiem jak twój ojciec maltretuję ją, ale wtedy to mało mogłem pomóc. – Już myślałam, że będę mścić się za jego stratę, ale w tym wypadku, to nawet zasłużył na śmierć. Powoli ale systematycznie zaczął ogarniać mnie gniew na ojca i jego pazerność do władzy. Walter tym razem zamilkł.
- A gdzie jest dziennik mojej mamy?
- W rezydencji. Zaraz będziemy na lotnisku. Bilety już wykupiłem a nie mając żadnych zbędnych bagaży szybko przejdziemy przez kontrolę celną – odparł skręcając na parking przyległy do niego. Gdy weszliśmy do budynku, od razu doszedł mnie zaduch tego miejsca, spowodowany zwiększającą się liczbą podróżnych. Stanęliśmy w kolejce do kasy na lot do Wielkiej Brytanii i czekaliśmy dobre czterdzieści minut zanim doszliśmy do punktu. Nie chciałam tam rozmawiać o Hellsingu, więc milczałam. Walter też. Co i raz jednak rozglądając się w około w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś zachowującego się w dziwny sposób.
- Państwa bilety? – zapytała kasjerka miłym, wyuczonym już głosem.
- Proszę – Walter podał jej karty patrząc na nią wyczekująco.
- Wszystko się zgadza. Życzę państwu przyjemnego lotu – odparła i oddała je nam. Przeszliśmy przez bramkę i tunelem weszliśmy do samolotu. Ja usiadłam od strony okna a mój kamerdyner zaraz obok mnie. Lot trwał dziesięć godzin.
***
To jak na razie taki wstęp do dalszych części. Mam nadzieję, że komuś się spodoba i tu będzie częściej zaglądał. ZAPRASZAM i nie bójcie się krytykować {lecz konstruktywnie, a nie tylko się czepiać za brak przecinka}.

Witaj Świecie!!

No to do dzieła. Na sam początek, to trochę wytycznych tu zamieszczę, żeby nie było potem, że nic nie wiadomo i w ogóle, coś o sobie napomknę i przejdziemy do sedna sprawy, czyli po co założyłam bloga i jaka będzie jego tematyka.
Lecimy z pierwszym.

Regulamin, który NALEŻY przestrzegać, zaglądając tu i komentując wpisy.

Po pierwsze osoby tu wchodzące proszę o pozostawienie jakiegoś śladu po sobie, jednak nie jest mile widziany komentarz  typu: Fajny blogasek, wpadnij na mój… {nie dość, że mogę dostać wścieklizny po czymś takim, to bez żadnych ceremoniałów będę kasować taki komentarz} no i precz mi z wulgaryzmami. Po drugie, nie lubię poganiania, publikacje nowych notek będą odbywać się {tak zamierzam, lecz jak się to odniesie do realiów, zobaczymy} co dwa, trzy tygodnie. Po trzecie, blog dopiero co będzie ruszał z kopyta, więc proszę Was, drodzy i przyszli czytelnicy o wyrozumiałość i cierpliwość.

Teraz miało być coś poniekąd o Autorce tego bloga.

Skoro tak już napisałam, to stać się musi. Ja nie lubię zbytnio pisać o swej osobie. Jaka jestem? O taka normalna, zwykła jak każdy z was. Chciałabym kiedyś polecieć do nieba, ale to tylko mrzonka, nie do spełnienia. Czasem jestem wybuchowa jak dynamit, a czasem to do rany przyłóż – słodziutka i miła. Nie jestem żadnym emo czy coś w ten dese, choć uwielbiam ubierać się na czarno. Coś jeszcze o zainteresowaniach? To lubię wymyślać różne historyjki, czytać książki grozy, horrory, fantasy, przygodowe. Na romansidła nie ma u mnie miejsca. Uczę się rysunku mangowego, sama z kursów w necie i jak na razie to wychodzą mi przeróżne mimiki oczu i ręce. To tyle.

Po jaki gwint założyłam bloga o wdzięcznej nazwie: hellsing-moja-noc.blogspot.com? 

Bo mi się chciało. Ostatnio obejrzałam anime Hellsing {to 13-odcinkowe} i mam niedosyt z tego powodu. A i zauważyłam istnienie ciekawych blogów o tej tematyce, lecz z przykrością musiałam stwierdzić, że już od dawna nie prowadzone są. A szkoda, bo nieźle się te opowiadania zapowiadały. Tematyka hellsingowa, choć coś zmienię i może będzie to interesujące. Dojdą inni, wymyśleni przeze mnie, bohaterowie, będzie Millenium, Iscariote, Zakon Smoka itp.
Zatem, wpis ten, jako że pierwszy i powitalny, zakańczam i mam nadzieję, że jeśli ktoś się tu pojawi, to będzie czekał na kolejny post.

 P.S
A i jeszcze jedno. Taki sam tytuł i dwa pierwsze wpisy opublikowałam na wordpressie, ale coś tam mi się pokiełbasiło, więc przeniosłam się tu. Myślę, że nie będzie nikomu to robiło różnicy. Tamto jest zamknięte i nie będzie prowadzone. Do zobaczenia wkrótce z pierwszym wpisem.

Mglista i nieuchwytliwa, po prostu sen nie jawa...

Moje zdjęcie
Posiadłość-Na-Wzgórzu-Wrzosowym
Postanowiłam założyć sobie bloga i pisać opowiadanie. Jak mi to wyjdzie to się okaże. Chcielibyście czegoś dowiedzieć się o mnie? No, dobrze. Zmieniłam podpis. Dlaczego? Bo jestem kapryśna. Nie wiedzieliście? To teraz już się dowiedzieliście. Poza tym mogę być złośliwa, obraźliwa i kłótliwa, ale to tylko w wypadku jeśli ktoś mnie dobrze wkurzy. Więcej bąkną gdy pojawi się taka podstrona "O mnie". Pozdrawiam Moich Czytelników {ogół} i do zobaczenia.
Obsługiwane przez usługę Blogger.