poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Pakt cz.2

Druga część "Paktu" jest.
UWAGA!!!Mogą występować drastyczne sceny, więc wrażliwe osoby nie powinny tego czytać. Jeśli jednak się zdecydujesz, drogi czytelniku, nie biorę żadnej odpowiedzialności za szkody wyrządzone sprzętowi i innym rzeczom.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Część druga: Porwanie.


  Kilka dni później podczas obiadu zadzwonił interkom i usłyszałam od strażnika, że przyjechali wysłannicy od rządu. Kazałam ich wpuścić i po chwili udałam się do biura. Zaraz potem zapukał mój kamerdyner i przepuścił tych samych mężczyzn, których miałam uprzejmość spotkać wcześniej.
- Witam panów, czyżby kolejna sprawa niecierpiąca zwłoki - prychnęłam nim oni doszli bliżej do mego biurka. Zdziwieni pokiwali głowami i podali mi kolejne dokumenty. Tym razem była to większa akcja w północnej Szkocji. Na miasto napadła spora liczba wampirów pod przewodnictwem jakiegoś starszego. "No i nic, Alucard będzie miał ponownie zabawę." - Pomyślałam gdy owi panowie opuścili już biuro i odjechali.
~Alucard!~ - zawołałam w myślach i przede mną pojawił się Nosferatu kłaniając nisko.
- Wołałaś Mistrzu? - zapytał głębokim głosem.
- Owszem, jest zadanie dla ciebie - rzekłam i przekazałam mu dokumenty akcji. Uśmiechnął się tak, że aż ciarki przeszły mi po plecach. "Nie chciałabym się z nim spotkać w walce." - Przeszło mi przez myśli. Nosferatu popatrzył na mnie dziwnie ale nic nie powiedział. - Nie czyta się w cudzych myślach - warknęłam. - A teraz idź i zniszcz cel!! I tym razem ma nie być rannych po naszej stronie. Przekaż to Seras. - dodałam trochę zła.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - rzekł i znikając zaśmiał się demonicznie. Usiadłam ciężko w fotelu. Miałam jakieś dziwne przeczucie co do tej akcji, że tak jak poprzednio, ona nie zakończy się dla nas bez ofiar w ludziach. Baza szybko opustoszała a pozostali wartownicy stali na straży, niczym cerberzy. Ale i tak czułam niepokój. "Może tym razem oni się bardziej postarają" - zamyśliłam się, gdy do drzwi ktoś zapukał. To był Walter i miał dziwny wyraz twarzy. Kiedy wszedł zauważyłam dziwną bladość jego twarzy i oczy takie jakby przesłaniała je mgła.
- Walterze, czy coś się stało? - zapytałam zaniepokojona jego zachowaniem.
- Nie panienko - odparł i podszedł bliżej. - Tylko to, że nie powinna panienka - zrobił przerwę uśmiechając się fałszywie - żyć.
- O czym ty mówisz? Walter, co się z tobą dzieje? Słyszysz mnie? - spanikowałam. "Co to znaczy, że nie powinnam żyć?"
- To co panienka słyszała - rzekł cicho nie swoim głosem. Powoli z rękawiczek wydobywał srebrne nici i przekładał je między palcami. Przeraziłam się i już chciałam pobiec po pomoc gdy drogę mi zastąpił jakiś osobnik płci męskiej.
- Witaj kotek - rzekł przesadnie radosnym głosem. - Ten twój kamerdyner jest teraz pod moją kontrolą i nie masz najmniejszych szans na ucieczkę - dodał jak najbardziej z siebie zadowolony. Jakby otrzymał jakąś wielką nagrodę za swe czyny. - A teraz to może się troszkę zabawimy, zanim inni tu przyjdą - zaproponował z iście diabelskim uśmiechem i chwytając mnie za nadgarstki mocno do siebie przycisnął. Czułam jego oddech przy szyi, gdy zaczął wodzić nosem po karku, potem zniżając się lekko na ramię. - Hm, śmierdzisz tym wampirem - stwierdził krzywiąc się. - Choć to nie problem, on już niedługo przestanie istnieć a ty, moja mała śmierdząca myszko, zostaniesz zjedzona - warknął. Stałam i patrzyłam się na niego nie mogąc nic zrobić ani powiedzieć. On zaś złapał mnie w pasie przesuwając powracając ustami do karku. Już miał zatopić we mnie kły, kiedy ktoś mu przeszkodził.
- Christoph, nie teraz - odezwał się mężczyzna stojący za nami. - Będziesz miał czas na zabawę z tą dziwką. Pewna osoba najpierw chce ją widzieć jeszcze w jednym kawałku - prychnął i mój oprawca szarpiąc mnie pociągnął ku wyjściu. Będąc już na dworze, zarzucili mi kaptur na głowę, wsadzili do jakiegoś samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon. Nie mogłam o niczym myśleć, jak o tym porwaniu. Kilka razy zawołałam Alucarda w myślach, lecz pomoc nie nadeszła. Powoli zaczęłam tracić nadzieję na jakikolwiek ratunek. Zaczął ogarniać mnie strach. Nie chciałam umierać, byłam na to jeszcze za młoda. Nie wiem jak długo jechaliśmy, lecz kiedy już wysiedliśmy była noc.
- Rusz się szmato - syknął jeden z porywaczy zdejmując mi kaptur i popchnął mnie ku wejściu do jakiegoś opuszczonego magazynu otoczonego kolczastymi krzewami i gęsto rosnącymi drzewami. Nie znałam tego miejsca i nawet gdybym się uwolniła i uciekła to oni i tak by mnie dopadli. Ten, nazwany Christophem uśmiechnął się zadowolony, przyglądając mi się. Pewnie wiedział o czym myślę. "Cholera" - zaklęłam w duchu. Kolejna przeciwność. Nie mogę myśleć o żadnym sposobie ucieczki bo i tak się o tym dowiedzą i zapobiegną nim dojdzie do czegokolwiek. Szliśmy między zakurzonymi stosami kartonowych pudeł, żelastwa i bliżej nieokreślonego sprzętu, gdy doszliśmy do małego zagłębienia w ścianie. Jeden z nich przyłożył dłoń do muru i po chwili mym oczom ukazała się otwierająca winda. Wepchnęli mnie do środka i zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Po chwili znaleźliśmy się w długim korytarzu prowadzącym do różnych pomieszczeń.
- Jesteśmy na miejscu, Hellsing. Jeśli na początku będziesz się zachowywała dobrze, to może twoje cierpienia się skrócą minimalnie, jeśli nie, to będziesz miała za swoje - powiedział wysoki wampir o krwistoczerwonych oczach. Był dobrze zbudowany i poważny.
"To on chyba tu dowodził tymi pijawkami i miał najwięcej poważania wśród nich." - zastanowiłam się milcząc. Zaprowadzili mnie do celi i kodem zamknęli drzwi.
- Boisz się? - zamruczał mi do ucha Christoph. - To dobrze, bo jak będzie moja kolej to nie dam ci chwili na wytchnienie. Lubię jak ofiara wrzeszczy i błaga o litość. - dodał oblizując wargi. Nie odezwałam się na jego zaczepkę, co go tylko bardziej wkurzyło. Ciągle myślałam o Alucardzie. Gdzie on się podziewał? Czy mnie słyszy i czy przybędzie nim będzie za późno? A może on się ociąga, bo w końcu chce być wolny? Coraz więcej niewiadomych kłębiło mi się w głowie.
- Witaj w naszej tajnym laboratorium, panno Hellsing. Proszę mi wybaczyć za tego wampira, Chrisa, gdyż podnieca go fakt, że będzie cię miał dla siebie, przez pewien okres czasu - odezwał się zachrypniętym głosem jakiś starszy facet, stając w drzwiach mej celi. Ubrany był, w przyciasny jak dla niego, ciemnoszary garnitur w jaśniejsze paski. Miał małą łysinę na czubku głowy a oczy wyrażały zadowolenie i radość ze zdobyczy. - Wiem, że jest panna trochę zaniepokojona, co ja mówię, trochę to chyba za mało powiedziane, prawda? Jesteś przerażona, będąc tutaj bez swego psa. Zapewniam panią, on tu nie przybędzie i będziemy mieli dużo czasu by zapoznać się z pani ciałem i jego granicami - dodał ciągle patrząc mi prosto w oczy.
- Czego ode mnie chcecie? - po raz pierwszy od porwania odezwałam się drżącym głosem.
- Niczego wielkiego. Tylko śmierci z ręki Alucarda - odpowiedział miło uśmiechając się. - Niech pani trochę pomyśli. Jest panna dziewicą, a żeby pani wampir nie uratował panny, będziemy się nieźle bawić. Moi ludzie tylko na to czekają by móc gwałcić taką babkę  jak pani. - Byłam w szoku. Ja miałam zostać ghulem. Nie mogłam w to uwierzyć. To jakiś koszmar, a ja nie mogę się z niego wybudzić. "RATUNKU!! ALUCARD!!" - wrzasnęłam w myślach. - A i jeszcze jedno, niech się pani nie wysila z wzywaniem go na pomoc. Przygotowaliśmy się na taką możliwość, więc zagłuszamy wszelkie fale. A jak to robimy? To już musiałby pani wyjaśnić nasz ekspert od najnowszych zdobyczy techniki. Ale tego nie zrobi. Tak więc, niech pani nacieszy się tą chwilą spokoju, bowiem za dziesięć minut my pierwsi zaczniemy zabawę. - Uśmiechnął się i puścił do mnie oczko. Wyszedł i pozostałam sama. Upadłam na kolana i chowając twarz w dłonie, zaczęłam szlochać. "Boże, spraw by mnie usłyszał" - zaczęłam trząść się, lecz nie z zimna, tylko ze strachu.


Tymczasem w północnej Szkocji akcja zaczęła się komplikować wraz z pojawieniem się przywódcy ataku. Przerzedził on oddziały Hellsinga i żołnierze musieli się wycofać. Na arenę wkroczył Alucard śmiejąc się demonicznie, co zdezorientowało atakującego.
- Śmiejesz się, bo widzisz już śmierć kroczącą do ciebie? - prychnął Nosferatu. - Słyszałam o tobie, Alucard, maskotka Hellsinga, potwór tak silny jakiego nigdy wcześniej nie widziano. Zatem pokaż na co cię stać, lecz nie myśl że jestem łatwym przeciwnikiem. Przez lata ćwiczyłem swe zdolności, by móc spełnić swe ciche marzenie pokonania ciebie.
- Więc ruszaj i zrób to, a nie gadasz i gadasz - warknął wampir w bordowym płaszczu szykując się do ataku. Pierwszy wykonał półobrót i chcąc zaczepić pazurami Alucarda rzucił się do przodu. Natomiast sam zaatakowany sparował cios napastnika, łapiąc go za wyrzuconą rękę do przodu i łamiąc kość w łokciu. Napastnik zawył z bólu, lecz nie poprzestał na jednym razie, rzucając się coraz szybciej na wampira w czerwieni. Jednak i to nie zrobiło żadnego wrażenia na słudze panny Hellsing. Wkrótce Alucard uciszył go i powrócił do oddziałów zgrupowanych przy resztkach domostw. Szybko przy nim pojawiła się Victoria Seras.
- Mistrzu, to jak? Koniec już? - zapytała opierając się na swojej broni.
- Owszem - rzekł nieobecnym głosem, patrząc w dal i jakby nasłuchując czegoś.
- Czy coś się stało? - spytała widząc jak twarz jej mistrza tężeje i staje się poważniejsza niż minutę temu.
- Cisza! - warknął, po czym zniknął żołnierzom z pola widzenia, co przyjęli z cichym westchnieniem strachu.

"Dziesięć minut i zaczną mnie katować" - pomyślałam coraz bardziej ulegając strachowi. Zaczęłam odliczać ten pozostały mi czas, ale szybko dobiegł końca i usłyszałam ciche kliknięcie zamka u drzwi. W progu pojawił się ten sam wampir, który złapał mnie w biurze w mym domu. Uśmiechał się wręcz lubieżnie i to mi się nie podobało. Za nim stał ten starszy w przyciasnym garniturze.
- Rozbierać ją - usłyszałam komendę i ów nosferatu rzucił się na mnie i zaczął zdzierać ubranie rwąc je na malutkie strzępy. Tak więc w kilka sekund pozostał mi już tylko stanik i majtki. - To też - dodał zerkając na mnie z nieukrywanym zadowoleniem.
- NIE!! - zdążyłam zakrzyknąć lecz już byłam naga. Wampir patrzył na mnie pożądliwie i co i raz oblizywał wargi jakby już mnie posmakował. Było mi zimno i czułam się upodlona. Lecz to był dopiero początek.
- Teraz zabierzemy cię moja panno, do laboratorium - rzekł do mnie z cichym mlaśnięciem. - Tam poznasz nasze niecodzienne zabawki. Potem będziecie mieli czas tylko dla siebie - dodał zerkając na swego sługę. Ten przyjął to cichym rechotem. Kiedy już przebyliśmy plątaninę korytarzy, szef mych porywaczy pchnął mnie z całej siły na podłogę. Gdy upadłam obiłam sobie łokcie i kolano. - Na stół - zakomenderował facet, podchodząc do mniejszego stolika i rozkładając na nim jakieś dziwnie wyglądające narzędzia. Chciałam walczyć z wampirem, ale ten mocno uderzył mnie w twarz a potem w brzuch. Skuliłam się i jęknęłam, a łzy mimowolnie popłynęły mi strugą z oczu. Kiedy już zostałam rozłożona na stole, moją uwagę przykuła jedna rzecz. Wyglądała jak długi z podwójnymi ostrzami. Oba brzeszczoty miały na jednym brzegu ząbki i końce jakby się rozdwajały.
 - Widzę, że spodobała ci się moja zabawka? - zapytał radośniejszym tonem mój oprawca. - Niestety, jej użyjemy już na sam koniec. Najpierw trochę cię teraz pomęczę - dodał sadystycznie się uśmiechając. W dłoni miał taką jakby miotełkę. - To jest zrobione z bambusu i kiedy cię nim uderzę, to poczujesz - i razem z ostatnimi słowami uderzył, niby lekko, lecz zabolało. Potem drugie uderzenie i następne a ja wiłam się i jęczałam przez łzy, by potem zacząć krzyczeć i prosić by przestał. Ten tylko się uśmiechał i ponawiał swą czynność. Niedługo potem przywiedzeni zapachem mej krwi, w laboratorium zjawiło się kilku innych wampirów. Widać było, że napawają się widokiem a mlaskaniem przyprawiali mnie o mdłości. Jednakże później zaczęły się prawdziwe tortury. Doktorek zabawiał się jak chciał, nakłuwając cieniutkimi i długimi szpilkami, piersi, brzuch, ramiona, stopy, moją intymność i tam co i raz zatrzymywał się, dotykając i wkładając na pewną głębokość palce do pochwy. Potem dwóch złapało mnie za ręce i wykrzywiło, tak że o mało co a kości mi nie pękły. Jęczałam, wiłam się spazmatycznie z bólu, krzyczałam, groziłam im Alucardem, lecz jak go nie było, tak nie było najmniejszej szansy na ratunek. Zmęczona już tylko mogłam płakać a oni nadal wyżywali się na mnie. Kiedy pomysły im się skończyły, zaczęli zlizywać krew, tak by nie przestawała wypływać z ran. W oczach poczułam suchość i po jakimś czasie obraz mi się rozmazywał, tak że ich twarze zlewały się z otoczeniem. Zaczęłam tracić świadomość tego co się wokół mnie działo i odczuwałam już taką obojętność na to wszystko. Moje myśli powoli kierowały się ku szybkiej śmierci. Chciałam by w końcu przyszła i zabrała mnie tam, gdzie nie odczuwałabym już nic, prócz ulgi i błogości. Nie nadeszła, kpiąc ze mnie i z szyderstwem wymalowanym na twarzy oddaliła się gdzieś indziej. Wtem, poczułam jak ktoś rozrywa pasy przetrzymujące mnie na stole i delikatnie podnosi na ramiona. Usłyszałam jeszcze czyjeś konanie i byłam wolna. Wkrótce potem poczułam lekki powiew porannego wiatru na twarzy. Zatrzęsłam się z zimna a nieznajomy, który mnie wyniósł otulił mnie szczelniej płaszczem i zaniósł do helikoptera, gotowego do startu. W tym momencie, kiedy już wznosił się, moja świadomość uleciała w powietrze. Zemdlałam.

***

No i jak? Nie było aż tak źle? Piszcie co o tym sądzicie w komentarzach.

3 komentarze:

Akyrie pisze...

Uratował ją Alucard, tak myślę (bo któż by inny mógł być). Biedna Eliza, tak okrutnie ją potraktowali.
Ja tez już opublikowałam notkę u siebie, choć jakaś taka nudnawa mi wyszła.
Zapraszam i pozdrawiam

Saphiren pisze...

No, no. Nie byli dla Elizy mili. Ale Alucard dał im na pewno radę. Szkoda, że nie opisałaś walki No Life King z tymi wampirkami. No nic.
Błędy: literówki i powtórzenia. Da się to wyeliminować jak będziesz czytała notę przed dodaniem.
Poza tym akcja się rozkręca. Spisek by pozbyć się panny Hellsing, to akcje. Podoba mi się bo nie ma Integral i tego całego romansu między nią a Alu. Będę częściej zaglądała, bo to jest jeden z nielicznych blogów, aktywnych - dodam, o Hellsingu. A ja jestem jego fanką.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za dalszą część.

Anonimowy pisze...

Przeczytałam dziś wszystkie twoje noty i z niecierpliwością czekam na następne. Tyle blogów czytałam ale ten moim zdaniem bije wszystkie na głowe.

Prześlij komentarz

Przeczytałeś/łaś, skomentuj!

Mglista i nieuchwytliwa, po prostu sen nie jawa...

Moje zdjęcie
Posiadłość-Na-Wzgórzu-Wrzosowym
Postanowiłam założyć sobie bloga i pisać opowiadanie. Jak mi to wyjdzie to się okaże. Chcielibyście czegoś dowiedzieć się o mnie? No, dobrze. Zmieniłam podpis. Dlaczego? Bo jestem kapryśna. Nie wiedzieliście? To teraz już się dowiedzieliście. Poza tym mogę być złośliwa, obraźliwa i kłótliwa, ale to tylko w wypadku jeśli ktoś mnie dobrze wkurzy. Więcej bąkną gdy pojawi się taka podstrona "O mnie". Pozdrawiam Moich Czytelników {ogół} i do zobaczenia.
Obsługiwane przez usługę Blogger.