Najpierw to wszystkich, którzy tu zaglądali {choć nieliczni oni byli} przepraszam za tak długą nieobecność, spowodowaną nauką, potem krótkim wyjazdem i w końcu powrotem. Rozdział nie wiem, czy czasem nie jest takim czymś w rodzaju gniota, ale nie zrażajcie się. Kolejne będą niosły ze sobą akcję i krew. Zatem czytujcie:
Część pierwsza: Śmierć kroczy za mną...
Posiadłość Hellsing
Po spotkaniu z rycerzami i królową miałam dość na dziś. Zła poszłam się przejść by przemyśleć moje położenie. Jak na dzień dzisiejszy nie przedstawiało się ono imponująco. Po kilku minutach dołączył do mnie wampir i w ciszy przemierzaliśmy aleje ogrodu.
- Jesteś zła na mnie Mistrzu? - zapytał.
- Nie, ale na tych... - już miałam przekląć ale ugryzłam się w język. - Wiesz o kogo chodzi. Będziesz musiał szybko znaleźć coś na swoją obronę, bo jak widać moje słowa i zapewnienia nie wystarczą.
- Rozumiem.
- Zaczęłam się przyzwyczajać do tego wszystkiego i nie chcę tego stracić - mruknęłam. "Na prawdę, teraz wiem, że mam cel w życiu i nie mogę pozwolić by ktoś mi go zabrał" - pomyślałam. "Nie po tym jaki wkład inni w to włożyli, nie poddam się." Alucard jedynie lekko uśmiechnął się i towarzyszył mi jeszcze przez jakiś czas w przechadzce, póki moja złość nie zniknęła na dobre. Wróciliśmy do zamku pod wieczór.
- Panienko, kolacja gotowa - w holu pojawił się Walter. Usiadłam przy stole i w milczeniu przeżuwałam posiłek. Ciągle myślałam o tym co mi powiedzieli na zebraniu.
- Mistrzu przestań o tym w kółko myśleć, bo cię głowa rozboli - odezwał się Alucard patrząc na mnie wnikliwie.
- Szperasz mi w głowie? - zdziwiłam się i zdenerwowałam jednocześnie.
- Nie, Mistrzu - zaprzeczył lecz w duchu nie. - Twoje myśli są tak głośne, że każdy by je usłyszał.
- Nie rób tego więcej - prychnęłam i wyszłam z kuchni. "Zaczyna sobie za dużo pozwalać" - zamyśliłam się wchodząc do biura. Usiadłam ciężko przy biurku i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- A przecież miałam przejrzeć dokumentację - mruknęłam do siebie i po chwili miałam już pełen raportów segregator przed nosem. Czytałam raporty do późnych godzin nocnych, gdy zadzwonił intercom.
- Pani Hellsing, przyjechało dwóch z rządu - zakomunikował ochroniarz.
- Wpuść ich - odparłam i odłożyłam słuchawkę. Odłożyłam na miejsce segregator i czekałam na przybycie gości. Po kilku minutach rozległo się pukanie.
- Wejść - powiedziałam. W drzwiach pojawiło się dwóch mężczyzn w melonikach i ciemnych garniturach. Obaj ukłonili się i zdjęli nakrycie głowy. Wskazałam im miejsca naprzeciw siebie.
- Przepraszamy na tak nagłe najście, panno Hellsing, ale jest pewna sprawa nie znosząca zwłoki - odezwał się jeden, z brzuszkiem, siląc się na miły ton głosu.
- Słucham, o co chodzi - odpowiedziałam obojętnie patrząc na nich.
- Oto dokumenty ze sprawy - podał plik kartek, zapisanych drobnym pismem i zawierających kilka zdjęć.
- Zajmiemy się tym - mruknęłam a oni wstając ukłonili się na pożegnanie i odeszli. Jeszcze raz przejrzałam kartki.
- Alucardzie - szepnęłam cicho. Wampir przeszedł przez ścianę i usiadł na fotelu.
- Wołałaś Mistrzu? - zapytał.
- Tak, jest misja dla ciebie. Okolice Cardiff. Kilka wampirów urządziło sobie polowanie na ludzi. Zabierz Victorię - zakomunikowałam.
- Wolałbym sam - odparł.
- Victoria pojedzie czy tego chcesz czy nie - syknęłam. Alucard przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, lecz potem zniknął z pola widzenia. Przez okno zobaczyłam jeszcze wóz pancerny, do którego wsiedli dwaj spóźnialscy. - Generale Ferguson, powodzenia - rzekłam jeszcze do żołnierza przez krótkofalówkę.
- Dziękuję - odparł i się wyłączył.
***
Tymczasem w pewnym domku w lesie trwała tajna narada kilku rycerzy okrągłego stołu. Zjawili się jakiś czas po tym kiedy ostatnia spadkobierczyni rodu Hellsingów odjechała do siebie.- Sir Penwood, mam nadzieję, że nikt niepowołany nie będzie nam przeszkadzał. Nawet Sir. McArthur się to tym nie dowie. Jeśli tak by się stało, wszystkiego się wyprę - zapowiedział Sir. Schelby.
- Niech się pan o to nie martwi. Wszystkim wiadomo w jakim celu tu jesteśmy? - zapytał zebranych. Pokiwali twierdząco głowami. - Zatem czas przedstawić plan działania. Istnieje świadek morderstwa tamtej dziewczyny i od moich źródeł wiem, że on może zaprzeczyć w jakikolwiek udział w tym wampira Hellsingów. - Zapanowało poruszenie wśród rycerzy.
- I co my teraz z tym zrobimy? - zapytał jeden o bladej cerze i szarych oczach.
- Usuniemy problem - odpowiedział Penwood. - Moi agenci już pracują nad tym by ustalić wszelkie dane dotyczące tegoż świadka. Druga sprawa to panna Eliza van Dyke Hellsing. Jest ot osoba niewygodna dla nas jak i samej organizacji. Niedawno została szefową a już pokazuje jaka ona jest ważna. Panowie, trzeba będzie ją uciszyć i to na dobre.
- Tak, zgadzamy się co do tego. Tylko, co zrobić z jej psem? - zabrał głos mężczyzna siedzący w najmniej oświetlonym miejscu. - Ten wampir jest wszędzie tam gdzie ona - dodał lekko zniesmaczonym tonem głosu.
- Sir. McGraham, nie jest ot trudne by panna Hellsing została od Nosferatu oddzielona. Wystarczy, że on zostanie wysłany na misję do miejsca daleko oddalonego od posiadłości organizacji a ona jest nasza. Mam już takie coś zaplanowane. Sęk w tym, że musimy mieć zaufanego człowieka w organizacji - odparł Penwood, rozsiadając się wygodniej w fotelu.
- Kiedy to się stanie i jak? - zapytał łysawy rycerz.
- Za dwa tygodnie, na miasto położone w północno-wschodniej Szkocji napadnie spora liczba ghuli pod przewodnictwem kilku wampirów - rzekł tajemniczo się uśmiechając. Inni wytrzeszczyli oczy z przerażenia.
- To chce pan poświęcić życie naszych rodaków by móc... - zakrzyknął młodszy z nich, lecz Penwood mu przerwał.
- Tak, czasem cel uświęca środki. Panna Hellsing, powtórzę jeszcze raz, jest osobą nam zbędną i jak panowie sami już mogli zauważyć, niebezpieczną, zarówno dla nas jak i dla kraju - ryknął zrywając się z fotela, aż ślina prysnęła mu z ust. - Ona nie jest kompetentna na tym stanowisku i nie będzie potrafiła utrzymać w ryzach tego psa! - warknął siadając z powrotem na miejsce. - Chyba, że pan ją popiera - dodał z przekąsem.
- Sir. Nightwood nie miał tego na myśli, Sir Penwood. Wszyscy jesteśmy zgodni co do usunięcia jej z naszej drogi, aczkolwiek, nie podoba nam się takie posunięcie co do ofiar i ich liczby - rzekł spokojnie Sir. Schelby. - Jednakże w tym celu trzeba być zgodnym, z mojej strony będę popierał pańskie działania - dodał patrząc na resztę wyniośle. I oni też się zgodzili, mając nadzieję w pomyślność przedsięwzięcia.
~*~
W Cardiff akcja przebiegła szybko i bez większych zgrzytów. Nawet Victoria była zadowolona, że nie musi ślęczeć w terenie dłużej niż to konieczne. "Mistrz jak zwykle się gdzieś ulotnił" - pomyślała Seras, wsiadając do wozu pancernego, kiedy nastąpił pierwszy wybuch w pobliżu starego magazynu. Jak na zawołanie, żołnierze pobiegli w tamto miejsce. Potem nastąpiła seria wybuchów i ci którzy znaleźli się blisko dostali odłamkami ścian. Zapanował ogólny chaos.
- Potrzebujemy karetki pogotowia - zakrzyknął kapitan Smith. - Seras, dzwoń!! Po pół godzinie na miejscu zjawiły się dwie karetki. Wkrótce potem oddział został zaatakowany przez ghule i kilku wampirów.
- Hej, ludzie, celujcie w głowę lub w serce - wrzasnęła Seras strzelając do zbliżających się dwóch ghuli o pustych oczodołach.
- Victoria, nie powstrzymamy ich - sapnął kpt. Smith podchodząc bliżej wampirzycy. - Nasz oddział jest w poważnych tarapatach. Gdzie Alucard się podziewa?
- Mistrz, eh, nie mam pojęcia. Kapitanie, damy radę, tylko trzeba się przegrupować - odpowiedziała strzelając do nadchodzącego potwora w głowę. Padł rozsypując się w proch. Wtem oboje usłyszeli wrzaski kilku żołnierzy zaatakowanych przez dwa blade wampiry. Seras i kapitan pobiegli im na pomoc lecz było już za późno. W Victorię jakby nowa siła wstąpiła i ruszyła z pewną dozą furii na krwiopijców. Kapitan tylko przyglądał się zafascynowany jej poczynaniom. Wkrótce walka dobiegła końca a Victoria pobiegła dalej, węsząc i łapiąc kolejne swe ofiary zabijając i rozszarpując jakby byli szmacianymi lalkami. Kiedy było już po wszystkim, Victoria nie wyglądała na zadowoloną z akcji. Wiedziała że nowa szefowa też nie będzie pałała sympatią z takiej masakry jakiej dokonało tych kilkudziesięciu ghuli pod przewodnictwem jedynie trzech wampirów. "Ciekawe co powie też Mistrz" - zastanawiała się siedząc na zbutwiałym pniaku.
- Dobra robota, Policjantko. Tylko następnym razem szybciej musisz reagować, by nie tracić tylu ludzi - mruknął Alucard pojawiając się obok wampirzycy. - A o to~, co powie szefowa się nie martw.
- Tobie Mistrzu się oberwie? - zapytała niepewnie patrząc na niego z ukosa.
- Nie interesuj się Policjantko. Zbieraj się, wracamy - syknął i już go nie było. Zjawił się w kuchni rezydencji. Wyjął dwie paczki krwi typu A i wysączył. Do gabinetu swego mistrza postanowił zajrzeć nieco później, po zaspokojeniu głodu.
Siedziałam wyciągnięta na biurku, gdy poczułam na twarzy zimny powiew powietrza. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam nachylającego się nade mną Nosferatu. Wyciągnęłam się trochę i usiadłam wyprostowana w fotelu.
- Musiałam się zdrzemnąć trochę - szepnęłam. - Jak misja? - zapytałam milczącego wampira.
- A nie lepiej było by w łóżku spać? - zapytał Alucard nie chcąc odpowiadać na moje wcześniejsze pytanie.
- Wiesz, że to nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie - żachnęłam i czekałam na wyjaśnienia.
- Mistrzu, akcja wykonana całkowicie, cele uciszone - odparł oschle, ciągle wnikliwie mi się przypatrując. Coś mi nie pasowało, nie mówił wszystkiego i chciał to ukryć udając że mówi prawdę.
- Ilu jest rannych? - zadałam pytanie, które zawisło między nami niczym ciężka mgła nad jeziorem. - Odpowiedz, bo będę niemiła - zagroziłam.
- Wpadli w zasadzkę i jest dwunastu rannych, w tym generał Ferguson najciężej. Trzech zostało zabitych przez wampiry - podał mi do wiadomości.
- Co? A co robiła Seras i ty?! - wrzasnęłam, raptownie wstając z fotela.
- Byłem zajęty jednym takim, co Policjantka by sobie nie poradziła a ona, cóż, tymi trzema i ghulami - wyjaśnił. Wtem rozległo się pukanie i po krótkim "Wejść" w progu stanęła wampirzyca i Walter.
- Słucham, o co chodzi? - zapytałam poirytowana.
- Pana Seras chciała złożyć raport z przebiegu akcji a ja przyniosłem panience przekąskę - rzekł a potem dodał wyprzedzając moje pytanie- Wiedziałem, że panienkę tu zastanę i pomyślałem, że zgłodnieje panienka gdy się rozbudzi.
- Dziękuję Walterze. Wejdź Victoria, a ty wychodzisz - wskazałam na wampira. Ten widząc moją nastroszoną minę opuścił biuro a Seras stanęła przede mną.
- Co tak stoisz? Usiądź, ja nie gryzę - parsknęłam, widząc jak miętosi rąbek munduru. Siadła niepewnie jakby krzesło pod jej ciężarem miało się rozłożyć. Nastało milczenie, więc postanowiłam je przerwać. - Słucham, co masz mi do powiedzenia.
- Szefowa jest zła, wyczuwam to - zająknęła się.
- Nie zaprzeczam. Ale chcę wiedzieć jak do tego doszło, więc opowiedz mi o tym bym mogła jakoś wybrnąć na kolejnym spotkaniu z rycerzami i królową - odparłam spokojniejszym tonem głosu. Po godzinie wiedziałam wszystko z najmniejszymi szczegółami o akcji. "Bardzo zły obrót wydarzeń" - pomyślałam, kładąc się do łóżka. Jeszcze przez jakiś czas nie mogłam przez to zasnąć.
Nie miałam najmniejszego pojęcia o tym co wydarzy się następnego dnia.
************************************************************
"I się wydarzy" - dopisek ode mnie {autorki}
Oto i on, kolejny rozdział opowiadania. Chętnych zapraszam do komentowania a nie obeznanych z Hellsingiem, też.
Raven pisz kolejny rozdział u siebie. Czekam niecierpliwie.